Jak przypomina "Dziennik Zachodni", dziecko urodziło się 18 czerwca ubiegłego roku. Prok. Joanna Smorczyńska, rzeczniczka prasowa prokuratury w Gliwicach opisuje, jak ojciec od początku - gdy tylko dziecko zostało przywiezione do domu - znęcał się nad noworodkiem. - Gdy dziecko płakało, głośno krzyczał do niego, wielokrotnie, działając z dużą siłą, rzucał nim z wysokości do łóżeczka i na łóżko, mocno ściskał jego klatkę piersiową, gwałtownie nim potrząsał, z dużą siłą przyciskał nóżki noworodka do klatki piersiowej - mówi w rozmowie z dziennikiem. Aleksandra Sz. miała nie reagować na zachowanie męża, nie wzywała pomocy, mimo kontaktu z kuratorem, pracownikami opieki społecznej oraz innymi członkami rodziny. Najbardziej dramatyczne sceny, jak wynika ze śledztwa, rozegrały się 22 lipca. Matka, Aleksandra Sz., wyszła wtedy z domu z córką, pozostawiając syna pod opieką męża. "W tym czasie, Mariusz Sz., działając w okolice szczytu głowy Victora narzędziem twardym, płaskim, z dużą siłą, spowodował u dziecka rozległy i ciężki uraz czaszkowo-mózgowy" - ustaliła prokuratura. Czytaj też: Dramatyczne okoliczności zabójstwa 13-latki Dziecko w stanie krytycznym zostało przewiezione do szpitala. Tam jednak nie udało się go uratować. Mariusz Sz. usłyszał zarzuty, że od 23 czerwca do 22 lipca 2020 roku znęcał się ze szczególnym okrucieństwem nad swoim synem, a tego ostatniego dnia "działając w okolicach szczytu głowy noworodka narzędziem twardym, płaskim, z dużą siłą, z zamiarem bezpośrednim pozbawienia życia, spowodował u niego rozległy i ciężki uraz czaszkowo-mózgowy, skutkujący jego śmiercią". Z kolei Aleksandrze Sz. zarzucono również znęcanie się nad dzieckiem ze szczególnym okrucieństwem "poprzez nieprzeciwdziałanie i niereagowanie brutalnym zachowaniom" męża. Obydwojgu grozi teraz dożywocie, choć małżeństwo nie przyznaje się do winy.