W poniedziałek policja i inne służby w Bytomiu oraz sąsiednich Tarnowskich Górach sprawdzają wszystkie zgłoszenia, ale nie prowadzą już poszukiwań. Dużego kota zobaczył w niedzielę rano mieszkaniec Bytomia spacerujący z psem w rejonie kompleksu sportowego Dolomity, w pobliżu którego znajduje się spory las. Powiadomił policję, która uznała jego relację za wiarygodną. Rozpoczęto więc poszukiwania z udziałem leśników, łowczych i weterynarza. Jednocześnie policyjne patrole ostrzegały spacerujących ludzi przed potencjalnym zagrożeniem. - Jedni reagowali śmiechem, inni nawet z przerażeniem - powiedział w poniedziałek rzecznik bytomskiej policji Adam Jakubiak. Poszukiwania nie dały żadnych rezultatów. - Nie znaleźliśmy ani śladów łap, ani pazurów na drzewach, czy zagryzionego zwierzęcia. W tej sytuacji z zapadnięciem zmierzchu poszukiwania przerwano - dodał Jakubiak. Jeśli drapieżny kot rzeczywiście był w Bytomiu, to - w ocenie specjalistów - mógł już przejść do pobliskich Tarnowskich Gór. Również tamtejsze służby monitorują więc sytuację. W poniedziałek rano sprawdzano zgłoszenie kobiety, która twierdziła, że jadąc samochodem zobaczyła w rowie dużego czarnego kota. - Sprawdziliśmy ten sygnał, okazało się, że był to czarny labrador - powiedział rzecznik tarnogórskiej policji Rafał Biczysko. Jak podkreślił, policja sprawdza wszystkie takie zgłoszenia, ale nie prowadzi poszukiwań. Na początku marca na południowej Opolszczyźnie zauważono grasujące dzikie zwierzę, najprawdopodobniej pumę. W miejscowości Łany, w powiecie kędzierzyńskim nieznany drapieżnik zniszczył solidną klatkę i pożarł znajdującego się w niej królika. Na miejscu zabezpieczono ślady dużego zwierzęcia nie występującego w Polsce na wolności. Wojewoda opolski uruchomił wówczas specjalną infolinię w sprawie drapieżnika. Podobna sytuacja miała miejsce w październiku 2008 r. w Małopolsce. Tam też miał grasować duży kot - puma. Mimo szeroko zakrojonych poszukiwań, w czasie których użyto nawet helikoptera, policji nie udało się znaleźć tego drapieżnika.