Oskarżony bardzo dobrze znał swoje ofiary, mieszkał obok nich. "Traktowali go niemal jak wnuka" - powiedział PAP oskarżający w tej sprawie prokurator. Wyrok zapadł w środę przed rybnickim wydziałem Sądu Okręgowego w Gliwicach. Był to już drugi proces w tej sprawie. Poprzedni wyrok, w którym sąd wymierzył oskarżonemu karę 25 lat więzienia, uchylił Sąd Apelacyjny w Katowicach. Tym razem wymierzona N. kara jest zbieżna z wnioskiem oskarżającego w tej sprawie prokuratora Rafała Łazarczyka. Oskarżyciel zwrócił uwagę, że sąd uwzględnił też jego stanowisko, uznając, że zabójstwo małżeństwa P. należy potraktować jako dwa odrębne czyny, za każdy z nich wymierzając oskarżonemu karę dożywotniego pozbawienia wolności. Ponadto pozbawienie życia Anny P. sąd uznał za dokonane ze szczególnym okrucieństwem. Do zbrodni doszło w czerwcu 2011 roku. Jak wynika z ustaleń postępowania, N. przyszedł nad ranem do domu sąsiadów i mówiąc o swoich problemach finansowych prosił o pożyczenie pieniędzy. Brunon P., który mu otworzył zbudził żonę, by zapytać ją o zdanie. Zaoferowali mu 5 tys. zł. "Po chwili jednak doszło do różnicy zdań na tematy osobiste. Sprawa wymknęła się spod kontroli, doszło do rękoczynów. Napastnik popychał Annę P., przez otwarte drzwi łazienki wepchnął ją do wanny. Na pomoc żonie ruszył Brunon P." - relacjonował prok. Łazarczyk. Kobieta została zamordowana w łazience, do jej zabicia sprawcy posłużyła ciężka maszynka do mielenia mięsa - przyczyną śmierci były obrażenia głowy. Jej mąż zginął od ciosów ostrym narzędziem. Z domu ofiar sprawca zabrał m.in. 25 tys. zł. Ciała sąsiadów znaleźli rodzice N., którego wkrótce aresztowano. Początkowo przyznał się do winy i podał swoją wersję wydarzeń - mówił m.in., że bronił się przed sąsiadem, który zaatakował go młotkiem. Później zmieniał wyjaśnienia i wszystkiemu zaprzeczał. Wyrok jest nieprawomocny.