Pani Wanda z Gliwic na 18 sierpnia miała zaplanowany wyjazd do Niemiec. Dzień wcześniej udała się do banku, by załatwić formalności. "Kobieta weszła do placówki w maseczce, podeszła do okienka i podała dowód osobisty" - opisuje zdarzenie serwis nowiny.gliwice.pl. Wówczas pracownica banku poprosiła kobietę o zdjęcie maseczki i zaczęła się jej przyglądać, analizując jednocześnie dane z dowodu osobistego oraz znajdujące się w systemie bankowym. Po chwili 65-latka dowiedziała się, że system wyświetla jej konto "na szaro", co powinno oznaczać, że już nie żyje. Według Zakładu Ubezpieczeń Społecznych pani Wanda zmarła 27 lipca. Z polecenia państwowego ubezpieczyciela należało zablokować wysłaną na początku sierpnia emeryturę i odesłać do ZUS-u. "Jak to umarłam? Przecież jutro jadę do Niemiec!" "Nogi się pode mną ugięły" - wyznała w rozmowie z dziennikarzami kobieta. - "W pierwszej chwili pomyślałam, że ktoś włamał mi się na konto i ukradł pieniądze. Ale tego, co usłyszałam, się nie spodziewałam. Jak to, umarłam?! Przecież jestem tu, stoję, a jutro jadę do Niemiec!". Zdesperowana emerytka udała się do terenowego biura ZUS, gdzie - po trudnych pertraktacjach z urzędnikami - udało się wyjaśnić nieporozumienie. Petentka musiała jednak wyrabiać nową kartę płatniczą oraz ponownie zlecać stałe przelewy w banku. Gdyby nie poszła tego dnia do placówki, nie wiedziałaby, że ją uśmiercono. Najprawdopodobniej czekałyby ją problemy na granicy i niedogodności związane z brakiem dostępu do pieniędzy. Pomyłka z winy pracownika ZUS Regionalna rzeczniczka prasowa ZUS Beata Kopczyńska w rozmowie z portalem nowiny.gliwice.pl powiedziała, że do pomyłki doszło z winy pracownika, który, na podstawie złożonego aktu zgonu dokonał błędnej identyfikacji zmarłej w systemach informatycznych. Imię i nazwisko zmarłej osoby zgadzały się z danymi pani Wandy. Rzeczniczka ZUS wyraziła ubolewanie z powodu tego, co się stało oraz zapewniła, że w stosunku do winnych wyciągnięte zostały już konsekwencje służbowe.