W przekazanej wojewodzie śląskiemu Lechosławowi Jarzębskiemu petycji protestujący domagali się podjęcia stanowczych działań zmierzających do ulżenia losowi rodzin byłych pracowników "Hanki". - Te rodziny znalazły się w fatalnej sytuacji finansowej nie z własnej winy - podkreślali związkowcy. "Ponad 400 pracowników ZPC 'Hanka' straciło pracę w ciągu kilku tygodni na skutek nie do końca sprecyzowanych i odpowiedzialnych działań nowego właściciela zakładu. Jesteśmy przekonani, że zwolnienie z pracy matek na urlopach macierzyńskich i matek samotnie wychowujących dzieci, a także jedynych żywicieli rodzin, jest delikatnie mówiąc niehumanitarne, nieetyczne, jest po prostu łamaniem prawa" - czytamy we wręczonej wojewodzie petycji. Wojewoda śląski wyszedł do protestujących przed gmachem Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego i zaprosił ich do siebie na spotkanie. Podczas 20- minutowej rozmowy Lechosław Jarzębski obiecał rozgoryczonym byłym pracownikom "Hanki" pomoc prawną. Dyrektor Wydziału Finansowego Tadeusz Kuś po zapoznaniu się z dokumentami dotyczącymi prywatyzacji ZPC "Hanka" ma zaproponować byłym pracownikom podjęcie określonych działań prawnych. Jednocześnie wojewoda obiecał, że rodzinom będącym w szczególnie trudnej sytuacji finansowej zostanie udzielona pomoc w postaci zapomóg. Pracownicy zakładu, wśród których przeważają kobiety, od ponad roku nie otrzymują zaległych pensji i odpraw. Nie mogą dostać pieniędzy z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Socjalnych, ponieważ zostali zwolnieni przez likwidatora, który tak naprawdę likwidatorem nie był. Ale to nie koniec nieprawidłowości. Likwidacja danego zakładu musi być zgłoszona w sądzie gospodarczym, a tego w przypadku "Hanki" nie zrobiono. Zaległe pieniądze powinien pracownikom wypłacić syndyk, ale na to raczej się nie zanosi. Zdesperowani pracownicy o pomoc poprosili już władze Siemianowic. Prezydent miasta Henryk Mrozek oświadczył im, że w tej sprawie nie jest w stanie nic zrobić. ZPC "Hanka" zostały sprywatyzowane w połowie lat 90. Od tego czasu na bazie przedsiębiorstwa powstawało wiele spółek, które często zmieniały właściciela i siedziby. Efekt tych przekształceń jest taki, że w tej chwili ani pracownicy, ani syndyk masy upadłościowej nie wiedzą, kto odpowiada za to, że kilkaset osób zostało oszukanych.