- O wiele lepiej czują się pozostali górnicy, którzy trafili do szpitala w Rydułtowach. Jeden z poszkodowanych został dziś wypisany do domu, a drugi opuści szpital jutro. Będzie on dalej leczony ambulatoryjnie. Stan zdrowia pozostałych trzech górników lekarze określają jako dobry - poinformowano w biurze prasowym wojewody. Lekarze stan zdrowia 4 z 5 górników leżących w siemianowickiej "oparzeniówce" określają jako ciężki. Ich życiu nadal nie zagraża niebezpieczeństwo. Kolejne badania przeprowadzone dziś przed południem wykazały, że u 3 oparzonych poprawia się stan dróg oddechowych, co dobrze rokuje na przyszłość. O tym, że stan pacjentów poprawia się, świadczy to, że mogą oni przyjmować normalne posiłki. Lekarze obawiają się jednak u górników zaburzeń metabolicznych. Mogą się pojawić w każdej chwili. Mimo to już dziś pacjentami z kopalni Rydułtowy zajęli się rehabilitanci. - Najwyższy już czas ruszyć górników z łóżek - podkreślił ordynator "oparzeniówki" dr Marek Kawecki. - Najpierw będziemy ich przekonywać do siadania na łóżku - dodał. Do siemianowickiej "oparzeniówki" górnicy trafili w sobotę po południu, kilka godzin po zapaleniu się metanu w kopalni Rydułtowy. Trzech górników ma poparzone od 40 do 55 proc. powierzchni ciała. Natomiast dwóch około 80 proc. Mają poparzone głowy, twarze, klatki piersiowe i tułowia. Górnicy niewiele pamiętają z tego co się wydarzyło. - Wszystko trwało dosłownie kilka sekund. Dużo ognia i kurzu. To wszystko co zapamiętaliśmy - opowiadali kilka godzin po wypadku. Okoliczności i przyczyny całego zdarzenia bada specjalny zespół powołany przez prezesa Wyższego Urzędu Górniczego. Ze wstępnych ustaleń wynika, że tuż przed zapaleniem się metanu w kopalni miały miejsce dwa wstrząsy. W ich wyniku doszło do gwałtownego wypływu metanu, który prawdopodobnie zapalił się od przypadkowej iskry.