Według szefa szpitalnej organizacji Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych Ireneusza Pawuły, do pięciu głodujących od czwartku osób, w sobotę dołączyły dwie kolejne. W nocy jedną z pielęgniarek - po czterech dniach nieprzyjmowania pokarmów - pogotowie przewiozło do szpitala wojewódzkiego w Rybniku. Dwie kolejne, które zasłabły, trafiły tam rano i koło południa. W niedzielę wczesnym popołudniem strajk głodowy prowadziły cztery osoby. Jak powiedział Pawuła, dwie z nich, głodujące od czwartku, nie chcą zrezygnować z tej formy protestu, by uniknąć posądzeń o udawanie głodówki. - Trzymają się na adrenalinie. W pewnej chwili ona puszcza i trzeba wzywać pogotowie - wyjaśnił związkowiec. Strajk w rybnickim szpitalu trwa od dwóch tygodni temu. Bierze w nim udział średni i niższy personel placówki - pielęgniarki, sanitariusze, salowe, rejestratorki medyczne. Pracownicy zarzucają dyrektorowi m.in., że nie realizuje porozumienia płacowego, zawartego w 2007 r. przez poprzednie kierownictwo placówki. Główne postulaty to odwołanie dyrektora, który ma również niewłaściwie zarządzać szpitalem, narażając go na straty, oraz podwyżka pensji. Na początku strajkujący domagali się realizacji porozumienia płacowego z 2007 r. Teraz zmodyfikowali żądania i chcą podwyżek od 60 do 120 zł, w zależności od grupy zawodowej. Pawuła zaznaczył, że głodujący zdecydowali się na tę formę protestu nie wskutek decyzji komitetu strajkowego, lecz spontanicznie. - Ostatnie próby rozmów m.in. z udziałem radnych sejmiku woj. śląskiego i członka zarządu województwa, który jest właścicielem szpitala, dały nam do zrozumienia, że stoimy przed polityczno-biurokratyczną machiną - ocenił. Wyjaśnił, że podczas niedawnych negocjacji, w których miała mediować jedna z radnych, jej rola ograniczyła się do przypominania dyrektorowi, by nie przekraczał dyscypliny budżetowej. Zarząd województwa miał natomiast przesłać do protestujących kolportowane też w szpitalu pismo wspierające dyrektora jako dobrego menedżera i podające nieprawdziwą informację, że protestujący chcą podwyżek po tysiąc złotych. W opinii związkowców, dyrektor jest "ubezwłasnowolniony" - władze regionu zakazały mu zawierania porozumień w kwestiach płacowych, by z podobnymi roszczeniami nie wystąpiły załogi innych szpitali. Zarząd województwa stoi na stanowisku, że dyrektor jest samodzielny, jednak zadłużenie szpitala uniemożliwia podwyżki, a personel w rybnickim szpitalu nie zarabia wcale gorzej niż w innych placówkach samorządu. Głodujący nie opuszczają przyszpitalnego klubu pacjenta - w przeciwieństwie do pozostałych protestujących, którzy zmieniają się co 12 godzin. Według związkowców, ich działania popiera ponad 200 pracowników szpitala. Protest zorganizowały Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych, "Solidarność" oraz Związek Zawodowy "Kontra". Po rozpoczęciu strajku w szpitalu wstrzymano przyjęcia pacjentów, na oddziałach pracuje minimalna obsada pielęgniarska. Jeśli nie dojdzie do porozumienia, konieczna może okazać się ewakuacja ponad 900 pacjentów. Według nieoficjalnych relacji, strajk psuje też atmosferę w załodze, w ostatnich dniach o utracie zaufania do strajkujących mieli mówić niektórzy lekarze. Zdaniem dyrekcji, szpitala nie stać na realizację porozumienia płacowego z 2007 r. W tym roku pracownicy mieli więc otrzymać tylko 43 proc. wynegocjowanej wówczas kwoty. Jak podawał dyrektor, szpital jest zadłużony na 14 mln zł, a spełnienie żądań związkowców kosztowałoby placówkę 8 mln zł tylko w tym roku. Szpital ma 1070 łóżek, zatrudnia ponad 770 pracowników. Porozumienia z dyrekcją zawarły związki zawodowe lekarzy, psychologów oraz pracowników ochrony zdrowia.