Protestujący domagają się podwyżek i odwołania dyrektora placówki. Zapowiadają, że liczba uczestników głodówki będzie się zwiększać. Strajk w rybnickim szpitalu rozpoczął się blisko dwa tygodnie temu. Bierze w nim udział średni i niższy personel placówki - pielęgniarki, sanitariusze, salowe, rejestratorki medyczne. Protest jest kolejnym etapem sporu między załogą a nowym dyrektorem szpitala. Pracownicy zarzucili mu, że nie realizuje porozumienia płacowego, zawartego w 2007 r. przez poprzedniego dyrektora. Zarzucają mu też, że niewłaściwie zarządza szpitalem, narażając placówkę na straty. Główne postulaty strajkujących to odwołanie dyrektora i podwyżka pensji. Na początku domagali się realizacji porozumienia płacowego z 2007 r. Teraz zmodyfikowali żądania i chcą podwyżek od 60 do 120 zł, w zależności od grupy zawodowej. Jak powiedział przewodniczący komitetu strajkowego Michał Stawowski, w proteście godowym biorą udział cztery pielęgniarki i pielęgniarz. Jeszcze w czwartek wieczorem ma do nich dołączyć kolejna osoba, a w piątek - siódma. - Nie jest to decyzja komitetu strajkowego, który z różnych względów odradzał takiej formy protestu. Determinacja jest jednak tak duża, że pracownicy podjęli samodzielnie decyzję o rozpoczęciu głodówki - zaznaczył Stawowski. Głodujący nie będą opuszczać przyszpitalnego klubu pacjenta - w przeciwieństwie do pozostałych protestujących, którzy zmieniają się co 12 godzin. Według Stawowskiego, protest popiera ponad 200 pracowników szpitala. Protest zorganizowały Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych, "Solidarność" oraz Związek Zawodowy "Kontra". W opinii związkowców dyrektor jest "ubezwłasnowolniony" - zarząd województwa zakazał mu zawierania jakichkolwiek porozumień w kwestiach płacowych. Zarząd województwa stoi na stanowisku, że szpital jest zadłużony i nie stać go na podwyżki, a pielęgniarki w rybnickim szpitalu nie zarabiają wcale gorzej niż ich koleżanki w innych placówkach. Po rozpoczęciu strajku w szpitalu wstrzymano przyjęcia pacjentów, na oddziałach zapewniono minimalną obsadę pielęgniarską. Jeśli nie dojdzie do porozumienia, konieczna może być jednak ewakuacja ponad 900 pacjentów. - Po rozpoczęciu strajku 250 pacjentów wypisano z dnia na dzień. Albo ci ludzie cudownie ozdrowieli, albo ktoś wyłudzał pieniądze, lecząc zdrowych ludzi - uważa szef komitetu strajkowego. Stawowski zaznaczył, że nie wierzy, by ze szpitala wypisano osoby, które nadal powinny być w nim leczone. Zdaniem dyrekcji, szpitala nie stać na realizację porozumienia płacowego z 2007 r. W tym roku pracownicy mieli więc otrzymać tylko 43 proc. wynegocjowanej wówczas kwoty. Jak podawał dyrektor, szpital jest zadłużony na 14 mln zł, a spełnienie żądań związkowców kosztowałoby placówkę 8 mln zł tylko w tym roku. Szpital ma 1070 łóżek, zatrudnia ponad 770 pracowników. Porozumienia z dyrekcją zawarły związki zawodowe lekarzy, psychologów oraz pracowników ochrony zdrowia.