Rozprawa musiała zostać odwołana z przyczyn proceduralnych. Główny oskarżony Jacek J. - który złożył już wyjaśnienia i nie przychodzi do sądu - przysłał oświadczenie, że zgadza się na prowadzenie procesu bez obecności na sali rozpraw jednego ze swoich obrońców. Ten oskarżony ma jednak dwóch adwokatów, tymczasem na środowej rozprawie nie stawił się żaden z nich. Przewodniczący składu orzekającego Aleksander Sikora powiedział, że sąd nie może narazić się na zarzut naruszenia prawa do obrony, dlatego musi odroczyć rozprawę. Jedyny obecny w środę w sądzie oskarżyciel posiłkowy, Ginter Holona, nie krył rozczarowania. - To kompromitacja, ciągnie się to bez końca, kto ponosi koszty tego wszystkiego - pytał w rozmowie z dziennikarzami. Holona, hodowca gołębi z Rudy Śląskiej, doznał w katastrofie poważnych urazów ręki. Jest po dwóch operacjach. - Pan z Nowej Zelandii (b. członek zarządu MTK Bruce R. - przyp. red.) opowiada historię sprzed 25 lat. Ja chcę słyszeć konkrety - co było powodem zawalenia się hali, bo ja na tym dachu po zawaleniu klęczałem i płakałem przez 10 czy 15 minut - podkreślił Holona. - Chciałbym usłyszeć, że było niedopatrzenie. Że nie tylko pieniądze wchodzą w grę, ale też bezpieczeństwo - dodał. Następna rozprawa ma się odbyć za tydzień. Wtedy Bruce R. ma kontynuować składanie wyjaśnień. Podobnie jak czterej przesłuchani wcześniej oskarżeni, także on nie przyznaje się do winy. Hala MTK zawaliła się 28 stycznia 2006 r., w pawilonie odbywały się wtedy międzynarodowe targi gołębi pocztowych. Spośród ponad 140 rannych 26 osób doznało ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Katowicka prokuratura okręgowa zamknęła śledztwo w tej sprawie rok temu. Oskarżyła 12 osób. To m.in. byli szefowie spółki MTK, projektanci hali i szefowie firmy, która była generalnym wykonawcą obiektu. Jeden z oskarżonych jeszcze w śledztwie przyznał się do winy i złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Jego sprawa została wyłączona z głównego procesu. Z ustaleń postępowania wynika, że na tragedię złożyły się błędy i zaniechania w fazie projektowania i budowy hali, a także jej użytkowania i nadzoru nad budynkiem. W dniu katastrofy na dachu hali, która już wcześniej ulegała awariom, zalegała gruba warstwa śniegu. Z opinii biegłych wynika, że główną przyczyną katastrofy były błędy w projekcie wykonawczym pawilonu. Odbiegał on znacząco od sporządzonego prawidłowo projektu budowlanego. Aby ograniczyć koszty, projektanci błędnie określili współczynnik kształtu dachu, błędnie też zaprojektowali przykrycie dachowe i słupy podtrzymujące konstrukcję - ustaliła prokuratura.