Prokuratura oskarżyła b. prezydenta, że w 2008 r. zabił Lecha F., bo nie był w stanie zwrócić wynoszącego kilkaset tys. zł długu. Wyrok w I instancji zapadł w czerwcu ub.r. Uznając G. za winnego i wymierzając mu karę 25 lat więzienia sąd okręgowy zastrzegł, że o warunkowe zwolnienie będzie się on mógł ubiegać najwcześniej po 20 latach.Na 25 lat więzienia sąd skazał braci Roberta i Rafała T. oraz Mariusza F., którzy według oskarżenia także brali udział w zabiciu Lecha F. W przypadku tych dwóch pierwszych sąd także zastrzegł, że na wolność będą mogli wyjść najwcześniej po 20 latach. Według sądu I instancji oskarżeni działali z niskich pobudek - za udział w zbrodni mieli dostać od G. po tysiąc złotych. Karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu sąd wymierzył piątemu oskarżonemu Tomaszowi L., który pomógł wspólnikom w uprowadzeniu ofiary. Do zabójstwa doszło 17 sierpnia 2008 r. w lesie w Wymysłowie w powiecie będzińskim. Następnego dnia ciało Lecha F. znalazł grzybiarz. Według prokuratury i sądu okręgowego Jerzy G. od początku chciał zabić Lecha F., nie chodziło o zastraszenie i zmuszenie go do umorzenia długu. Choć nie ma bezpośrednich świadków zabójstwa ani narzędzi zbrodni, według prokuratury wiele wyjaśniają inne dowody, przede wszystkim opinie biegłych. Wynika z nich, że zwabiony do lasu Lech F. miał rany kłute i cięte szyi, zadane przypuszczalnie nożem, był też bity - prawdopodobnie kijem bejsbolowym. Prokuratura była zadowolona z wyroku, nie składała apelacji. Orzeczenia zaskarżyła tylko obrona, która kwestionuje ustalenia prokuratury i sądu. Były prezydent Zabrza został zatrzymany i aresztowany w listopadzie 2009 r. Zdaniem prokuratury motywem zbrodni były nieporozumienia na tle finansowym. Jerzy G. pożyczył od Lecha F. 246 tys. zł. Z odsetkami miał mu zwrócić ok. 800 tys. zł. Oddanie takiej kwoty oznaczałoby dla G. bankructwo, motywem zbrodni był strach przed utratą życiowego dorobku - mówili prokuratorzy. Sprawę udało się rozwikłać dzięki Tomaszowi L. Według oskarżenia był on pośrednikiem pomiędzy Jerzym G. a bandytami, którym zlecono obezwładnienie Lecha F. G. skarżył mu się, że został oszukany i chce go zmusić do umorzenia długu. Z wyjaśnień L. wynika, że Jerzy G. zwabił F. do lasu, gdzie czekali już wspólnicy. Tomasz L. jako jedyny odpowiadał w procesie z wolnej stopy. Zawiózł sprawców na miejsce ustalone z G., ale w samej zbrodni nie uczestniczył i w przeciwieństwie do pozostałych oskarżonych zakładał, że chodzi tylko o zastraszenie F. W chwili dokonania zbrodni czekał przy drodze dojazdowej do lasu. O śmierci F. Tomasz L. miał się dowiedzieć dopiero podczas przesłuchania na policji. Jerzy G. od początku nie przyznawał się do popełnienia zbrodni, podobnie jak bracia Robert i Rafał T., którym przypisano współudział w zabójstwie. Kolejny oskarżony, Mariusz F., przyznał się do porwania Lecha F., ale do jego zamordowania już nie. Twierdził, że po uprowadzeniu porywacze zostawili F. sam na sam z Jerzym G. W śledztwie przesłuchano ok. 80 świadków, dowodami w sprawie są także billingi Jerzego G. i współoskarżonych. Według zeznań jednego ze świadków, który siedział w celi z Robertem T., śmiertelne ciosy zadali Jerzy G. i Robert T.; Mariusz F. i Rafał T. mieli unieruchomić ofiarę. Jerzy G. był prezydentem Zabrza w latach 2002-2006 z ramienia SLD. To nie pierwsza sprawa, w której usłyszał zarzuty, ale nigdy nie były one tak poważne. Jego kłopoty zaczęły się od pożyczek zaciągniętych, zanim jeszcze zaczął rządzić Zabrzem. Lech F. - syn byłej wspólniczki Jerzego G. - zarzucał prezydentowi, że pożyczał od niego pieniądze dwukrotnie: 20 tys. i 246 tys. zł. Tej drugiej kwoty G. - jak mówił - nigdy nie oddał. F. wytoczył politykowi proces cywilny. G. bronił się, wytaczając Lechowi F. sprawę o próbę wyłudzenia pieniędzy, których - jak twierdził - w rzeczywistości nigdy nie pożyczał. F. w odpowiedzi przedstawił podpisane przez prezydenta umowy. G. wyjaśniał, że umowy podpisał in blanco, a druga pożyczka nie dotyczyła 246 tys., tylko dziesiątej części tej kwoty, do której F. miał dopisać trzecią cyfrę. Sprawę ostatecznie wygrał F.