Zygmunt Bieniek z Ochab od dziesięciu lat handluje ciągnikami i maszynami rolniczymi. Jego salon sprzedaży, jedyny taki na Podbeskidziu, znajduje się tuż przy dwupasmówce. Na parkingu stoją błyszczące maszyny. Niektóre są ogromne. Pod maską drzemie potężna moc. - Polskie rolnictwo w dalszym ciągu jest zdominowane przez Ursusa. Nowoczesnych ciągników jest jeszcze stosunkowo mało, ale to tylko kwestia czasu - mówi Zygmunt Bieniek. Jego firma Agrokompleks od sześciu lat notuje stały wzrost sprzedaży. - Największa sprzedaż była jednak przed wejściem do Unii Europejskiej, kiedy rolnictwo nie było obłożone podatkiem VAT. Ale potem znowu weszły pomoce unijne, które zrekompensowały rolnikom podatek - mówi właściciel salonu ze sprzętem rolniczym. Poza tym, coraz częściej klientami są nie tylko rolnicy, ale też szkółkarze, firmy budowlane i zakłady komunalne, które szukają maszyn do pracy na plantacjach, budowach czy przy odśnieżaniu. Na placu stoją piękne i ogromne ciągniki Lamborghini (firma zaczynała od maszyn rolniczych, a dopiero później przestawiła się na sportowe samochody) Deutz-Fahr i Zetor. Koła niektórych maszyn przewyższają mnie o kilka głów. Ciągniki kosztują tyle co luksusowe bryki - od 60 do 600 tys. zł. Cena, podobnie jak w przypadku samochodów, zależy od wyposażenia i mocy. I tak, jak w autach, również ciągniki są naszpikowane elektroniką, a klimatyzacja jest coraz częściej w standardzie. - Ciągniki mają nawet nawigację satelitarną, która pozwala na prowadzenie maszyny po polu jak po sznurku. Maszyna jest tak zaprogramowana, że operator może wygodnie rozsiąść się w klimatyzowanej, wyciszonej i amortyzowanej kabinie z gazetą w ręku. Jeżeli ciągnik przypadkiem zjedzie z trasy wyznaczonej przez GPS, wtedy maszyna sama nakieruje się na właściwy tor - przekonuje Zygmunt Bieniek. W Polsce co roku na rynek trafia od 5 do 6000 ciągników. Firma Agrokompleks z Ochab sprzedaje 50-60 ciągników rocznie.