Położne, pielęgniarki i lekarze niepewni jutra. A władze śląska i dyrekcja szpitala mówią - trzeba zamknąć porodówkę bo zagrożone jest życie noworodków. Bardzo zła sytuacja finansowa szpitala św. Barbary w Sosnowcu oraz brak agregatu prądotwórczego są przyczyną zamknięcia porodówki. Dziesiątki pacjentek z dnia na dzień dowiedziały się, że nie będą rodziły w szpitalu, w którym planowały. W placówce, w której chodziły do szkoły rodzenia, w której spotykały się na badaniach kontrolnych ze swym ginekologiem. Dyrekcja zakomunikowała im, że mają do wyboru inne szpitale. Warto dodać, że budynek w którym znajduje się oddział ginekologiczno - położniczy stoi w samym sercu Sosnowca. Władze śląska chcą go przekazać miastu. Ale jest jeden warunek nie można go przeznaczyć na szpital. Gdyby się tak stało wyrosłaby konkurencja dla szpitala oddalonego od 3 kilometry od tego, w którym znajduje się porodówka. Ale nikt do końca nie wierzy w szczere intencje władz Śląska. A jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o wielkie pieniądze. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że po raz kolejny nie dba się o dobro pacjentów. Nieważne jest że szpital ma na swym koncie prestiżową nagrodę placówki przyjaznej małym pacjentom. Wicemarszałek śląska Grzegorz Szpyrka uważa, że życie noworodków i młodych mam jest zagrożone. Wszystko przez niedziałający agregat. Zdaniem Szpyrki w każdej chwili może zabraknąć prądu, a to oznaczałoby spore kłopoty dla szpitala. Tylko że agregatu w szpitalu nie było od trzech lat. I dopiero teraz mowa jest o nim. Ordynator oddziału ginekologicznego szpitala przy 3 Maja w sosnowcu Maciej Ornowski uważa, że szpital jest zaopatrzony w zasilanie awaryjne, nie ma powodów do obaw. Ale decyzja już zapadła. Póki co wstrzymano przyjmowanie pacjentek na 3 miesiące. Pracownicy szpitala uważają jednak, że to już koniec. Dyrektor Szpitala św. Barbary W Sosnowcu Urszula Urbanowicz przekonuje, że pracy nikt nie straci. Położne będą miały zapewnione kursy, które pomogą im się przekwalifikować na położne środowiskowe. Za wszystko zapłaci szpital. Pytanie za co? Teraz na koncie placówki są grosze. Wstrzymano dostawy leków, brakuje pieniędzy na wodę, prąd, gaz. Jednym słowem mamy do czynienia z dramatem pacjentów. jak długo taka sytuacja będzie się utrzymywać w ochronie zdrowia trudno powiedzieć. Na pewno choruje i to poważnie- jeszcze trochę, a będzie w stanie agonalnym. A kto za to zapłaci? My zwykli ludzie. Bo dla ministrów, prezydenta i premiera opieka znajdzie się zawsze. O każdej porze dnia i nocy bez względu na dolegliwość. Autor: ANGELO