Za urządzenie, tzw. przyspieszacz, Centrum Onkologii zapłaciło 18,5 mln złotych. Kupiło go bez przetargu z tzw. wolnej ręki. Kilka miesięcy później ośrodek w Olsztynie ogłosił przetarg nieograniczony i ostatecznie na ten sam aparat wydał 9 mln złotych. Kiedy sprawa wyszła na jaw, zakupom w gliwickim szpitalu zaczęło się przyglądać Centralne Biuro Antykorupcyjne. Czynności śledcze przeprowadzone przez CBA przyniosły informacje, które przesądziły o wszczęciu śledztwa w tej sprawie - mówi prokurator Michał Szułczyński z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Dyrektor gliwickiego ośrodka prof. Bogusław Maciejewski nie zgadza się z opinią, że przepłacił za aparat. Podkreśla, że kupił urządzenie kilka miesięcy wcześniej niż szpital w Olsztynie za cenę, jaka wówczas obowiązywała w całej Europie. Wyjaśnia też, że zdecydował się kupić sprzęt "z wolnej ręki", bo w przeciwieństwie do przetargu nieograniczonego pozwala to negocjować cenę. Poza tym szpitalowi zależy na urządzeniach konkretnej firmy, by były kompatybilne z posiadanym już sprzętem. Według gliwickiego szpitala, różnica w cenie wynika również między innymi z tego, że sprzęt w Gliwicach jest bardziej rozbudowany niż ten, który kupiono w Olsztynie.