Wszystko wskazuje na to, że spłoszone zwierzę chciało przeskoczyć przez wysokie ogrodzenie. Niestety, nie udało się. Płot był zakończony zaostrzonymi prętami i to na jeden z nich nadział się pies. Zardzewiały pręt uszkodził psu jamą brzuszną, o milimetry otarł się o kręgosłup. Żerdź uciskała bezpośrednio na tętnicę udową, uniemożliwiając dopływ krwi do kończyny. Lekarze obawiali się, że po długim czasie unieruchomienia na płocie mogło dojść do martwicy. Ostatecznie obrażenia nie były tak poważne, jak na początku myślano. W tej chwili - jak informuje na profilu na Facebooku Biuro Obrony Zwierząt APA - Pepe czuje się już lepiej. "Krążenie w łapce wróciło. Czucie jest. Pepe chodzi na czterech łapkach i czuje się jak na jego stan całkiem dobrze" - napisano - "Jest już po pierwszym spacerku i jeśli dalej będzie zdrowiał w takim tempie, w połowie tygodnia będzie mógł wrócić do domu". To właściciele posesji powiadomili służby Właściciele posesji, gdzie doszło do zdarzenia, starali się pomóc psu. Gdy tylko usłyszeli wycie zwierzęcia, zawiadomili służby. Niestety, nikt nie potrafił pomóc cierpiącemu Pepe. Około 9:30 na miejsce przyjechały wolontariuszki z Biura Ochrony Zwierząt APA. Jak relacjonowały na Facebooku, "wokół cierpiącego zwierzęcia stali policjanci, strażacy i zwykli gapie. Wszyscy stojący i zastanawiający się, co robić". "To, co się tam działo jest nie do opisana. Akcja, która powinna trwać od przyjazdu straży z nożycami góra 15 minut, trwała od 8:30 do prawie 11:00, a pies - pies WISIAŁ i CIERPIAŁ niewyobrażalne męki" - opisują. Akcja ratownicza zajęła półtorej godziny. Ranne zwierzę zostało przewiezione do Śląskiego Centrum Weterynarii w Chorzowie. Jak podkreślają wolontariuszki Biura Pomocy Zwierząt APA, tylko dzięki właścicielom posesji pies przeżył. Gdyby nie te CHOLERNE fajerwerki to stworzenie nie doświadczyło by takiego strasznego cierpienia - dodają.