Jak poinformowała w piątek rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) Edyta Tomaszewska, specjaliści kopalnianych zespołów przychylili się w piątek do zdania komisji WUG mającej wyjaśnić przyczyny wypadku. Komisja ta w środę negatywnie zaopiniowała koncepcję zalania wodą rejonu katastrofy, w którym utrzymuje się zagrożenie pożarowe. Zdaniem przedstawicieli WUG, zalanie mogłoby zniweczyć efekty wizji lokalnej, którą chcą na dole przeprowadzić eksperci i prokuratorzy. W piątek kopalniani specjaliści zdecydowali więc o otamowaniu rejonu wybuchu i tłoczeniu doń tzw. gazów inertnych, które wypierając z atmosfery tlen, spowodują wygaśnięcie ewentualnego pożaru. Do zapalenia i wybuchu w kopalni doszło 4 czerwca późnym wieczorem 900 m pod ziemią. Na miejscu zginęło czterech górników, dwóch następnych zmarło w kolejnych dniach. Spośród 17 pozostałych rannych górników, dziewięciu opuściło już szpital. W piątek w rejonie ściany, gdzie doszło do eksplozji, trwała budowa tam przeciwwybuchowych. W związku z potencjalnym zagrożeniem pożarowym już wcześniej zdecydowali o tym członkowie kopalnianych zespołów ds. zagrożeń oraz eksperci WUG. Do piątku ważyła się jednak decyzja dotycząca metody usunięcia zagrożenia. Otamowanie rejonu wybuchu spowoduje, że wejście do tego rejonu będzie możliwe najwcześniej za około dwa miesiące - niwelowanie zagrożenia pożarowego z użyciem przyjętej technologii wypychania tlenu gazami trwa bowiem co najmniej kilka tygodni. Dotąd w wyrobisku nie stwierdzono pożaru, podwyższone stężenia tlenku węgla świadczą jedynie o zagrożeniu potencjalnym. Po postawieniu dwóch tam o grubości 2,5 i 3,5 metra, co zajmie kilka dni, rozpocznie się tłoczenie do wyrobiska gazów - azotu i dwutlenku węgla. Jednocześnie na bieżąco monitorowana będzie utrzymująca się tam atmosfera - ratownicy górniczy co kilka godzin będą pobierać próby powietrza poprzez specjalne odwierty. Analizę danych z otamowanego wyrobiska specjaliści z kopalnianych zespołów przeprowadzą za miesiąc. Kopalnia, podobnie jak dotąd, do analizy sytuacji zaprosi wówczas ekspertów m.in. z WUG, Głównego Instytutu Górnictwa oraz kopalni doświadczalnej "Barbara". Nie wiadomo na razie, kiedy ponownie zbierze się komisja WUG mająca wyjaśnić przyczyny katastrofy. W piątek liczba ofiar ubiegłotygodniowego wybuchu metanu w "Boryni" wzrosła do sześciu. W wyniku doznanych poparzeń, m.in. dróg oddechowych, zmarł 44-letni górnik leczony w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. W siemianowickim szpitalu nadal przebywało tego dnia pięciu górników; ich stan oceniano jako stabilny. Jednego poszkodowanego leczonego na oddziale urazowym szpitala w Jastrzębiu Zdroju lekarze w piątek wypuścili do domu - trzej pozostali prawdopodobnie opuszczą szpital wkrótce, podobnie jak ośmiu górników, którzy wyszli kilka dni temu. Okoliczności wypadku bada specjalna komisja Wyższego Urzędu Górniczego i prokuratura. Kluczowe dla możliwości wyjaśnienia przyczyn wybuchu mogą okazać się efekty wizji lokalnej, jednak według ekspertów " wobec otamowania wyrobiska" termin jej przeprowadzenia odsunął się w czasie w sposób nieokreślony.