Od piątku do soboty na linii startu w centrum Katowic meldowały się polonezy, fiaty, nysy, żuki, NRD-owskie wartburgi i trabanty, a także czeski symbol socjalizmu trzykołowy velorex oskar. Rajd zorganizowali miłośnicy "komunistycznych" aut, czyli Martyna Kinderman i Marcin Tetzlaff. - Złombol to akcja charytatywna. Jedziemy na kraniec świata, żeby zebrać pieniądze dla dzieci ze śląskich domów dziecka, w tym roku jedziemy na Półwysep Peloponeski. Po raz pierwszy dołączają do nas ekipy z Niemiec i Holandii - powiedziała Kinderman. Darczyńcy, którzy chcą pomóc dzieciom, mogli wykupić powierzchnię reklamową na samochodach biorących udział w rajdzie. W ciągu poprzednich edycji zebrano tym sposobem ok. 500 tys. zł, w tym roku ok. 250 tys. zł. Za zebrane pieniądze najczęściej w grudniu każdego roku kupowane są prezenty. Dzieci piszą listy do Świętego Mikołaja i na ich podstawie uczestnicy rajdu starają się realizować marzenia dzieci - m.in. konsole playstation, prostownice do włosów, sztalugi, pastele, książki, przytulanki, skakanki. W pierwszym rajdzie, w 2007 roku, uczestniczyły tylko dwa samochody. W kolejnych - 12 i 21. W 2010 r. pojazdów było już 121, w ubiegłym roku 130. Kinderman pojedzie fiatem 125p, który przetrwał jak dotąd wszystkie edycje Złombola. - Nie poruszamy się kolumnami, jedziemy raczej w grupach. Mamy ze sobą części samochodowe i po drodze nawzajem sobie pomagamy. Do Grecji powinniśmy dojechać w ciągu pięciu dni - dodała Kinderman. Uczestnicy rajdu odwiedzili w ciągu sześciu edycji m.in. Monako, daleką północ Europy i Azję oraz słynne szkockie jezioro Loch Ness.