H. został oskarżony o wyłudzenie od firm 1,7 mln zł. W lutym 2012 r. Sąd Okręgowy w Katowicach, po siedmioletnim procesie, skazał go na 8 lat więzienia. Karę 2 lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat sąd wymierzył współoskarżonemu Krzysztofowi G., długoletniemu przyjacielowi H. W czwartek sprawą zajął się katowicki sąd apelacyjny. Obrońca H. domaga się przed nim zwrotu sprawy do I instancji twierdząc, że sąd okręgowy naruszył prawo jego klienta do obrony. Chodzi o prowadzenie końcowej części procesu pod nieobecność oskarżonego, bez należytego upewnienia się, że H. na to się zgadza i może uczestniczyć w rozprawach; miał też wątpliwości, czy został prawidłowo powiadomiony o terminach rozpraw. H. od lat leczy się psychiatrycznie. Zgodnie z czwartkową decyzją, ponownie mają zbadać go dwaj psychiatrzy, w razie potrzeby z udziałem psychologa. Chodzi o ustalenie czy stan zdrowia H. od marca 2010 r. uniemożliwiał mu udział w rozprawach. Wątpliwości, zgłoszone przez obrońcę w apelacji, znajdują częściowo potwierdzenie w dokumentacji - uznał sąd. - Okoliczność czy oskarżony mógł i może brać udział (w rozprawach - PAP) ma istotne znaczenie dla rozstrzygnięcia tej sprawy - powiedziała sędzia Elżbieta Mieszczańska. Zauważyła, że potrzebę kolejnego badania psychiatrycznego H. dostrzegał także sąd okręgowy pod koniec procesu. Sąd apelacyjny ocenił, że rezygnacja z przeprowadzenia tego dowodu nie wynikała "z absolutnej niemożliwości przeprowadzenia badania przez biegłych". Teraz biegli mają wydać kolejną opinię po przeprowadzeniu ambulatoryjnego badania H. oraz w oparciu o dokumentację lekarską, znajdującą się w aktach sprawy. Niezależnie od tego sąd zwróci się do psychiatry z Rybnika, u którego leczy się H. o przesłanie kopii historii choroby oskarżonego. Sąd apelacyjny nie uwzględnił wniosku obrony, która domagała się także opinii z zakresu kardiologii i ortopedii. Na początku H. zgodził się na prowadzenie sprawy pod jego nieobecność, ale - zdaniem jego obrońcy Józefa Pichury - od marca 2010 r. przestał wyrażać na to zgodę. Obrońca twierdzi, że nie mógł wówczas nawiązać kontaktu ze swoim klientem. Ze stanowiskiem obrony nie zgadza się oskarżenie. - Oskarżony en bloc wyraził taką zgodę (na prowadzenie procesu mimo jego nieobecności - PAP) z początkiem procesu, a to, że każdorazowo jej nie ponawiał, wcale nie oznacza, że nie wyraził zgody - uważa prokurator Paweł Baca, który przekonywał, że H. "w sposób obcesowy" nadużywa swego prawa do obrony. - Sąd okręgowy starał się weryfikować zdolność oskarżonego do uczestnictwa w rozprawie, przy czym z przyczyn leżących po stronie oskarżonego to ostatnie badanie nie było możliwe do przeprowadzenia - powiedział dziennikarzom prokurator. Według prokuratury i sądu okręgowego, w latach 1993-2002 H. zapraszał szefów firm na spotkania, podczas których przedstawiał im trudną sytuację prokuratury, wskazując na jej potrzeby i braki, np. sprzętu biurowego. W rzeczywistości sprzętu nie kupowano, a pieniądze trafiały do kieszeni oskarżonego. W ten sposób miało zostać oszukanych 65 firm i osób. H. miał tłumaczyć przedsiębiorcom, że kupowany za ich pieniądze sprzęt musi być kompatybilny z już posiadanym, proponował więc, że sam załatwi formalności z firmą, która jest stałym dostawcą prokuratury. W ten sposób, nie budząc podejrzeń, brał pieniądze, darczyńcom dając później faktury wystawiane przez Krzysztofa G. Prokuratura ustaliła, że po zakończeniu współpracy z G. Jerzy H. sam podrabiał faktury, fałszując podpis i pieczątkę G. Oskarżony stanowczo temu zaprzeczał. Poza wyłudzeniami i podrabianiem dokumentów H. odpowiada też m.in. za utrudnianie postępowania poprzez nakłanianie do fałszywych zeznań. W związku ze stawianymi mu zarzutami był aresztowany przez trzy lata. Z wolnej stopy odpowiada od listopada 2005 r. Jeśli wyrok z I instancji się uprawomocni, będzie musiał wrócić do więzienia. Oskarżony od początku nie przyznawał się do winy. Podczas wielogodzinnych wyjaśnień przed sądem mówił m.in., że traktował prokuraturę apelacyjną jak dzieło swego życia i "oszukiwanie jej byłoby jak okradanie własnej rodziny". Poza karą pozbawienia wolności sąd okręgowy ukarał obu oskarżonych grzywną (72 tys. zł dla H. i 28,8 tys. zł dla G.), zobowiązał ich do częściowego naprawienia szkody. Częściowego, bo szefowie tylko niektórych oszukanych firm złożyli takie wnioski. O tym, że Jerzy H. wydaje więcej niż zarabia, mieszka w luksusowej willi i jeździ drogim autem, napisał w kwietniu 2002 r. tygodnik "Newsweek". Ówczesna minister sprawiedliwości Barbara Piwnik przekazała sprawę do zbadania krakowskiej prokuraturze. To ona wniosła oskarżenie. Sąd okręgowy na początku procesu zezwolił na publikację wizerunku i nazwiska H., uznając, że przemawia za tym ważny interes społeczny. W czwartek sąd apelacyjny zmienił tę decyzję.