Powodem odroczenia rozprawy był wniosek jednego z obrońców. Tuż przed planowanym odczytaniem aktu oskarżenia adwokat byłego rektora prof. Tadeusza W. złożył pismo, w którym domaga się umorzenia wobec niego postępowania. Mec. Mariusz Orliński powiedział dziennikarzom, że we wniosku powołał się na brak podstaw aktu oskarżenia i znamion czynu zabronionego. Sędzia Katarzyna Smołka początkowo wyznaczyła półgodzinną przerwę, później jednak poinformowała, że wniosek zostanie rozpoznany na posiedzeniu 1 września. Okazało się, że z pismem nie zapoznały się pozostałe strony procesu, sąd musi mieć też więcej czasu na sporządzneie uzasadnienia. Na byłym rektorze prof. Tadeuszu W. ciążą zarzuty narażenia uczelni na straty w wysokości ponad 47 milionów złotych. Chodzi o zawarcie m.in. umowy kredytowej na budowę Akademickiego Centrum Medycznego w Zabrzu (ACM) oraz zaciągnięcie pożyczki pod zakup budynku z przeznaczeniem na rektorat ŚAM bez uprzedniego sporządzenia operatu szacunkowego nieruchomości. Z kolei byłemu dyrektorowi Adamowi S. i byłej kwestor Stefanii B. prokuratura zarzuciła, że szkody, jakie w wyniku ich działalności poniosła uczelnia wynoszą odpowiednio: 2,3 i 2,8 mln zł. Obecne Władze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach (dawnej Śląskiej Akademii Medycznej) występują w procesie w roli oskarżyciela posiłkowego. - Jest mi ogromnie przykro, ponieważ to ja 31 sierpnia 2005 r. złożyłem kilkunastostronicowe zawiadomienie prokuratury o tym, co się dzieje w tej sprawie. Akt oskarżenia nie wspomina o tym ani razu - powiedział dziennikarzom po posiedzeniu sądu prof. W. Były rektor nie zgadza się z zarzutami. Uważa, że działał dla dobra uczelni. Akt oskarżenia w tej sprawie skierowała pod koniec ubiegłego roku do sądu Prokuratura Okręgowa w Katowicach. Według śledczych na niegospodarności dawnych władz uczelnia straciła 47,7 mln zł. 40 mln zł z tej kwoty to dwa kredyty zaciągnięte przy nadużyciu uprawnień w ING Banku Śląskim na budowę ACM. Początki tej gigantycznej inwestycji sięgają jeszcze lat 70. Poprzedni rektor chciał tam przenieść zabrzańskie kliniki uczelni, zaciągając na dokończenie budowy kredyty, gdy cofnięto państwowe dotacje. Późniejsze władze uczelni wycofały się z niej ze względu na bardzo wysokie koszty. Prokuratura uznała, że poprzedni rektor, decydując o dalszym finansowaniu inwestycji z kredytów bankowych, nie dopełnił swych obowiązków, bo nie zweryfikował celowości zawierania umów kredytowych. W związku z budową ACM profesor W. miał też przekroczyć swoje uprawnienia. Zaakceptował bowiem przejęcie od uczelni zastępstwa inwestycyjnego przez powołaną do tego celu spółkę - bez zgody ministra zdrowia. Decyzja ta okazała się także niekorzystna finansowo dla uczelni - wynika z ustaleń śledztwa. W tym wątku zarzuty obejmują też b. kwestor uczelni. Wydatki na niedokończoną dotąd budowę ACM wpędziły ŚAM w ogromne długi. Pośrednio stały się one przyczyną kolejnych przypadków złamania prawa - uważają śledczy. W ich konsekwencji prof. Tadeusz W. m.in. nie dopełnił swoich obowiązków, nie przekazując na rzecz zakładowego funduszu świadczeń socjalnych łącznie ok. 7,2 mln, na czym ucierpieli pracownicy uczelni. Kolejne 2,2 mln zł na pokrycie należności wobec firm zaangażowanych w budowę ACM władze uczelni pożyczyły z kont polsko-szwajcarskiego międzyrządowego Programu "Matka i Dziecko", naruszając w ten sposób warunki umowy. W tej sprawie oskarżony o przekroczenie uprawnień został wieloletni dyrektor administracyjny ŚAM. Były rektor wyraził we wtorek przekonanie, że budowa ACM ma sens, a centrum mogłoby zapewnić pacjentom godziwe warunki hospitalizacji. - Ludzie tutaj mieszkający są na dobrą sprawę pozbawieni opieki medycznej z prawdziwego zdarzenia - oświadczył. Jak dodał, wiele budynków, w których mieszczą się śląskie szpitale pochodzi z początków XX lub końca XIX w. Prof. W. stoi na stanowisku, pieniądze na inwestycję miał gwarantować kontrakt wojewódzki. Inna niegospodarność ówczesnych władz ŚAM - zdaniem prokuratury - miała miejsce w latach 2000-2001, kiedy prof. Tadeusz W. zdecydował o zakupie, również od ING Banku Śląskiego, budynku w ścisłym centrum Katowic, w którym mieścił się później przez pewien czas rektorat uczelni. Prokuratura oceniła, że zakupiono go po zawyżonej o ok. 5 mln zł cenie w stosunku do ówczesnych cen rynkowych. Uczelnia nie zamówiła nawet operatu szacunkowego, kupując budynek po cenie określonej przez sprzedającego.