Przed rozprawą oskarżona poprosiła, aby proces toczył się za zamkniętymi drzwiami. Sędzia Wojciech Salomon odrzucił wniosek, uzasadniając postanowienie między innymi interesem społecznym. Prokuratura Rejonowa Bielsko-Biała-Północ w akcie oskarżenia zarzuciła kobiecie m.in., że znajdując się pod wpływem narkotyku, prowadziła samochód z nadmierną prędkością i nie zachowała szczególnej ostrożności przed przejściem dla pieszych, na które prawidłowo weszło dwóch 10-latków. Gdy chłopcy wchodzili na drogę, samochód był oddalony o ponad 100 metrów. Oskarżona zaczęła hamować, dopiero gdy zobaczyła dzieci tuż przed autem. Uderzyła w dzieci, jadąc z prędkością blisko 100 km na godzinę. Nie przyznała się do winy Stężenie amfetaminy w krwi pobranej od oskarżonej po ponad czterech godzinach od wypadku wynosiło 170 ng/ml. Zdaniem biegłych realny wpływ na organizm człowieka ma już stężenie 50 ng/ml. Kobiecie grozi kara do 12 lat więzienia. W środę nie przyznała się do winy. Podczas śledztwa zeznawała, że nie widziała wchodzących na przejście dzieci, gdyż oślepiło ją słońce. Zauważyła je dopiero na metr przed maską. Zaczęła hamować. W jednym z zeznań powiedziała też, że zażyła amfetaminę, "gdyż nie pije kawy". "Pozwolono mi tylko pocałować jego prawie zimną rączkę" Dariusz Kine, ojciec Konrada, a zarazem oskarżyciel posiłkowy, wspominał przed sądem, że gdy dotarł na miejsce wypadku, trwała walka o życie jego syna. - Zobaczyłem go leżącego na asfalcie. Pozwolono mi tylko pocałować jego prawie zimną rączkę. Dalej niczego nie pamiętam - mówił płacząc. Odnosząc się do twierdzeń oskarżonej, że oślepiło ją słońce, powiedział, że jest to niemożliwe. Jak twierdzi, słońce w tym rejonie, w porze, o jakiej doszło do wypadku, nie może oślepić kierowcy. Ojciec Patryka Dariusz Kućka, gdy usłyszał huk spojrzał w stronę drogi i zobaczył "coś szarego i czerwonego w powietrzu". "Nie biło mu serce" - Wówczas jeszcze nie wiedziałem, że to Patryk i plecak Konrada. Zacząłem biec. Dobiegając do pierwszej leżącej osoby zobaczyłem, że to mój syn. Chwyciłem go za główkę. Był blady, miał otwarte oczy, duże źrenice z zezem, choć nie miał wady wzroku. Nie biło mu serce. Zacząłem wołać o pomoc i reanimować Patryka. Po chwili przybiegł mój ojciec i lekarze. Po kilku minutach ruszyło serce. Zacząłem się łudzić, że stanie się cud. Pojechaliśmy do szpitala - mówił. Jak dodał zarówno przed uderzeniem, jak i po, nie słyszał pisku hamowania, a samochód prowadzony przez Karolinę Z. zatrzymał się kilkadziesiąt metrów za przejściem, na którym doszło do wypadku. Siła uderzenia była tak duża, że jego syna odrzuciło na odległość około 30 m. Na rozprawę przyszli najbliżsi chłopców z ich zdjęciami. "Ta tragedia wciąż w nas tkwi" - Trudno teraz coś powiedzieć. Trochę czasu już minęło, ale ta tragedia wciąż w nas tkwi. Będziemy się starali, żeby ta pani poniosła konsekwencje. Choć to był wypadek, ona była pod wpływem narkotyków. Wiedziała co robi, działała z premedytacją. () Życia chłopakom to nie wróci, ale oby wyrok był sprawiedliwy - mówił wujek jednej z ofiar, oskarżyciel posiłkowy Grzegorz Komraus. Sąd wyznaczył kolejną rozprawę na 6 marca. Do wypadku doszło 10 października ubiegłego roku w miejscowości Kozy koło Bielska-Białej. Rozpędzony peugeot uderzył w przechodzących przez jezdnię na pasach dwóch chłopców, którzy wracali ze szkoły. Jeden zginął na miejscu, drugi zmarł po kilku godzinach w szpitalu. Po pogrzebie chłopców w rodzinnych Kozach ulicami sąsiedniego Bielska-Białej kilkuset młodych mieszkańców przeszło w marszu pod hasłem "Stop narkotykom".