O uwzględnieniu przez sąd prokuratorskiego wniosku poinformował obrońca Mosia mec. Jerzy Zaleski, który zapowiada, że złoży zażalenie na tę decyzję. Adwokat od początku stoi na stanowisku, że jego klient pozostając na wolności nie utrudniałby postępowania. Prezydent, a także sekretarz Świętochłowic Jolanta S.-K. zostali zatrzymani przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego w ramach prowadzonego od listopada ubiegłego roku śledztwa. Prokuratura w Bytomiu zarzuciła im żądanie i przyjmowanie łapówek. Według śledczych w jednym przypadku podejrzani żądali 100 tys. zł i przyjęli 25 tys. zł. Innym razem prezydent i sekretarz mieli żądać kwoty "równoważnej 15-krotności 40 proc. z miesięcznego wynagrodzenia brutto" osoby, od której żądano łapówki. W tym przypadku urzędnicy - zdaniem prokuratury - przyjęli 70 tys. zł. Pieniądze miały trafić do prezydenta za pośrednictwem sekretarza miasta - wynika z ustaleń śledztwa. Prokuratura, zasłaniając się dobrem postępowania, odmawia podania informacji, za co miały być te łapówki. Po zatrzymaniu podejrzani nie przyznali się do winy. Bytomski sąd, który pod koniec stycznia - po zatrzymaniu podejrzanych - aresztował prezydenta i sekretarza, uznał, że istnieje uzasadniona obawa, iż mogliby oni utrudniać śledztwo, np. wpływając na zeznania świadków. Obrona zaskarżyła pierwszą decyzję o aresztowaniu, Sąd Okręgowy w Katowicach jednak nie uwzględnił tego wniosku. W połowie kwietnia, po wniosku prokuratury, sąd przedłużył Mosiowi areszt o kolejne dwa miesiące. Prokuratura pierwotnie wystąpiła do chorzowskiego sądu o przedłużenie aresztu także Jolancie S.-K., w ostatniej chwili jednak go wycofała, a kobieta wyszła na wolność. Prokuratura uznała, że po złożeniu wyjaśnień przez podejrzaną ustały przesłanki do dalszego stosowania tego środka zapobiegawczego. W całym postępowaniu, toczącym się od listopada ubiegłego roku, są cztery podejrzane osoby. W maju tego roku w ramach tego samego śledztwa ABW zatrzymała zastępcę prezydenta Świętochłowic. Postawiono mu zarzut żądania korzyści majątkowej. Zasłaniając się dobrem postępowania, śledczy nie ujawniają, za co miała być żądana ta łapówka, od kogo ani też w jakiej wysokości. Wiceprezydent nie przyznał się do winy. Pozostaje na wolności za poręczeniem majątkowym w wysokości 30 tys. zł, będzie pod dozorem policji, został też zawieszony w wykonywaniu funkcji zastępcy prezydenta miasta - informowała prokuratura. Rodzina aresztowanego prezydenta od początku wyrażała opinię, że sprawa ma charakter polityczny, a zarzuty wobec niego nie potwierdzą się. Według córki prezydenta Eugeniusz Moś był od dłuższego czasu "nękany tajemniczymi telefonami" i zastraszany. Rodzina prezydenta twierdzi, że nie było potrzeby zatrzymywania Mosia, ponieważ wezwany sam zgłosiłby się do prokuratury. Córka prezydenta zadeklarowała wpłatę 50 tys. zł na konto fundacji walki z korupcją (miałaby wskazać ją prokuratura), jeżeli sąd orzeknie "o bezwzględnej winie" prezydenta.