Sąd Rejonowy w Bytomiu aresztował Eugeniusza M. i sekretarz tego miasta Jolantę S.-K. 22 stycznia. Zdaniem bytomskiej prokuratury, żądali i brali łapówki. Według ustaleń śledztwa, wręczono im prawie 100 tys. zł. Urzędnicy nie przyznają się do winy, a ich obrońcy zaskarżyli decyzję o aresztowaniu. O nieuwzględnieniu przez sąd okręgowy zażalenia na zastosowanie aresztu poinformował dziennikarzy po posiedzeniu obrońca obojga podejrzanych, mec. Marcin Nowak. Aresztując podejrzanych bytomski sąd uznał, że istnieje uzasadniona obawa, iż mogliby oni utrudniać śledztwo, np. wpływając na zeznania świadków. Areszt zastosowano w celu prawidłowego przebiegu postępowania i z uwagi na duże prawdopodobieństwo popełnienia przez podejrzanych zarzucanych im przestępstw. Mec. Nowak powiedział, że nie widzi groźby matactwa w przypadku zwolnienia podejrzanych z aresztu. Zapowiedział, że obrona wkrótce wystąpi do bytomskiej prokuratury o zmianę tego środka zapobiegawczego na inny. - Być może będzie sytuacja taka, że nie będzie potrzeby proponowania żadnych środków i nie będzie takiej konieczności. Być może prokurator postanowi uchylić tymczasowe aresztowanie, jeśli uzna, że przeprowadził niezbędne czynności procesowe - dodał adwokat. Prezydent i sekretarz zostali zatrzymani przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W prokuraturze usłyszeli dwa zarzuty dotyczące przyjęcia i żądania korzyści majątkowych. Oboje nie przyznali się do winy. Według prokuratury w jednym przypadku podejrzani żądali 100 tys. zł i przyjęli 25 tys. zł. Innym razem prezydent i sekretarz mieli żądać kwoty "równoważnej 15-krotności 40 proc. z miesięcznego wynagrodzenia brutto" osoby, od której żądano łapówki. W tym przypadku urzędnicy - zdaniem prokuratury - przyjęli 70 tys. zł. Pieniądze miały trafić do prezydenta za pośrednictwem sekretarz miasta - wynika z ustaleń śledztwa. Prokuratura, zasłaniając się dobrem postępowania, odmawia podania informacji, za co miały być te łapówki. Śledztwo, w ramach którego zatrzymano urzędników świętochłowickiego magistratu, prowadzone jest od listopada ubiegłego roku. ABW określa sprawę jako "rozwojową". Prezydentowi i sekretarz miasta grozi do ośmiu lat więzienia. Rodzina aresztowanego prezydenta Świętochłowic jest przekonana, że sprawa ma charakter polityczny, a zarzuty wobec niego nie potwierdzą się. Według córki prezydenta, Eugeniusz M. był od dłuższego czasu "nękany tajemniczymi telefonami" i zastraszany. Według rodziny, nie było potrzeby zatrzymywania Eugeniusza M., ponieważ wezwany sam zgłosiłby się do prokuratury. Córka prezydenta zadeklarowała wpłatę 50 tys. zł na konto fundacji walki z korupcją (miałaby wskazać ją prokuratura), jeżeli sąd orzeknie "o bezwzględnej winie" prezydenta.