Prezydent Bytomia Mariusz Wołosz oraz jego zastępcy, Waldemar Gawron i Michał Bieda, przyjechali na miejsce pożaru, gdzie ponad 70 strażaków od sobotniego popołudnia prowadzi akcję gaśniczą. Pożar na terenie nieczynnej fabryki ceramiki budowlanej objął powierzchnię o wymiarach ok. 30 na 50 metrów. W ogniu stanęły składowane pod zadaszeniem tekstylia i tworzywa sztuczne, ułożone w wysoką na pięć metrów stertę. Według informacji prezydenta miasta, prawdopodobnie znajdowały się tam przede wszystkim szmaty - odpady tekstylne. Nie są one toksyczne. "Decyzja na składowanie odpadów w tym miejscu została cofnięta ponad miesiąc temu. Firma była zobowiązana do uprzątnięcia odpadów. Sprawą zajmuje się policja" - napisał Mariusz Wołosz w portalu społecznościowym. Jak poinformował oficer prasowy bytomskiej straży pożarnej, młodszy ogniomistrz Wojciech Krawczyk, wieczorem ogień już się nie rozprzestrzeniał, jednak akcja dogaszania pożaru będzie jeszcze trwała. "Wielki smród" Do opanowania ognia użyto ośmiu prądów wody. Akcja przebiega w wysokiej temperaturze i warunkach silnego zadymienia - strażacy pracują w aparatach ochrony dróg oddechowych. Unoszący się znad ulicy Łokietka słup gęstego, czarnego dymu widoczny był z kilku kilometrów. Władze miasta informują mieszkańców, by do zakończenia akcji gaśniczej nie otwierali w mieszkaniach okien. Według informacji straży pożarnej, nie ma zagrożenia dla okolicznych zabudowań i mieszkańców, nie było też potrzeby ewakuacji. Jednak mieszkańcy skarżyli się na uciążliwy zapach. "Jeden wielki smród" - napisała jedna z mieszkanek Bytomia na Facebooku. Do akcji gaśniczej skierowano 72 strażaków z zawodowej i ochotniczych straży pożarnych - w sumie blisko 30 zastępów. Przyczyny pożaru oraz wielkość strat nie są na razie znane.