Choć wyrok dotyczył tylko tych dwojga pracowników, na rozstrzygnięcie czekało kilkaset innych osób zatrudnionych w centrum. Zdaniem dyrekcji placówki, zaspokojenie ich roszczeń oznaczałoby ogromne problemy finansowe dla jednego z najważniejszych ośrodków pediatrycznych w kraju. W styczniu ub. roku dyrekcja Centrum podpisała porozumienie ze Związkiem Zawodowym Pielęgniarek i Położnych, co zakończyło toczący się w placówce spór zbiorowy. Zgodnie z dokumentem, pensja pielęgniarek miała wzrosnąć do 1,5 średniej krajowej. Kiedy kierownictwo szpitala nie wywiązało się z ustaleń, część zatrudnionych zecydowało się pozwać pracodawcę. Zgodnie z wyrokiem, GZCD ma wypłacić jednej z pielęgniarek ponad 870 zł brutto za pracę w styczniu tego roku i podobną kwotę za luty, wraz z odsetkami. Pielęgniarz ma z kolei otrzymać odpowiednio ponad 1120 i i ponad 1040 zł. Jednostronne wypowiedzenie porozumienia przez pracodawcę sąd uznał za niedopuszczalne. - Gdyby tak łatwo można było wypowiedzieć porozumienie tego typu - które jest źródłem prawa - to każdy pracodawca bez wątpienia z wielką chęcią by to czynił - zaznaczyła sędzia Anna Petri. W uzasadnieniu wyroku sędzia podkreśliła, że zła kondycja finansowa szpitala nie może mieć wpływu na orzeczenie sądu pracy. Nie ma też żadnego znaczenia - na co powoływała się strona pozwana - że porozumienie podpisano tylko z jednym związkiem zawodowym. Największą trudnością w procesie była interpretacja "średniej krajowej", określenie to w porozumieniu nie zostało w żaden sposób zdefiniowane. Sąd musiał więc odnieść się do podobnego porozumienia zawartego przez dyrekcję GCZD z lekarzami. Wtedy była mowa o trzykrotności średniej krajowej i pojawiły się konkretne kwoty. - Fakt, że lekarze odstąpili od realizacji tego porozumienia i że ostatecznie nie otrzymują takich podwyżek, jakie pierwotnie przewidziano, nie może rzutować na to, że podwyżek tych pielęgniarki także nie będą otrzymywały - wskazała sędzia Petri. Wyrok nie jest prawomocny, niewykluczone że szpital go zaskarży. - Spodziewam się ogromnych problemów, łącznie z całkowitą utratą płynności. Jest mi szalenie przykro, że w ogóle doszło do takiej sytuacji - powiedziała dziennikarzom tuż po ogłoszeniu wyroku dyrektor GCZD Ewa Widera. Jak dodała, orzeczenie jest poważnym ciosem dla szpitala, który dopiero co zażegnał ryzyko bankructwa i wyszedł z dziesięciomilionowego długu. Widera przekonywała, że porozumienie z pielęgniarkami było zawierane pod ogromną presją - żądający podwyżek pracownicy grozili odejściem od łóżek pacjentów. Później okazało się, że zapisy porozumienia sformułowano w oparciu o zbyt optymistyczne prognozy, ale w chwili gdy dyrekcja podpisywała dokument, czyniła to w dobrej wierze - zapewniła Widera. - W moim szpitalu działa pięć związków zawodowych, z czego cztery rozumieją trudną sytuację szpitala, który z roku na rok otrzymuje mniejsze ilości pieniędzy - powiedziała dyrektor Widera. Jak dodała, inne - poza pielęgniarkanmi - grupy zawodowe godzą się na podpisanie aneksów w sprawie odroczenia wypłaty podwyżek. - Trudno mówić o pełnym zwycięstwie, jeżeli negocjacje dorosłych ludzi nie przynoszą efektu i trzeba się udawać do sądu - skomentowała wyrok jedna z pielęgniarek Małgorzata Pleciak. Wyraziła przekonanie, że gdyby porozumienie dotyczyło innej grupy zawodowej, zostałoby spełnione. - Przez cały czas mieliśmy nadzieję, że uda się to rozwiązać w inny sposób, niż na drodze sądowej. W tej chwili wszystko jest w rękach dyrekcji. Nie ukrywamy, że dla nas jest to również trudne - jest to nasz zakład pracy i nie chcielibyśmy, żeby ta sprawa zaważyła (na jego sytuacji - przyp. red.) w jakiś niekorzystny sposób - zastrzegła. Według przewodniczącej zakładowej organizacji Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Katarzyny Tymińskiej, problem dotyczy 450 pielęgniarek, położnych GCZD i ratowników medycznych, którzy w swoim porozumieniu zawartym z dyrekcją mają zapisane, że ich podwyżki będą uzależnione od płac pielęgniarek. Za tydzień sąd ma ogłosić kolejny wyrok, tym razem w sprawie trojga pracowników GCZD.