Jak dowiedział się "Dziennik Zachodni", sprawą zajmuje się już policja. Zatrzymany kilka miesięcy temu Jarosław J., pseudonim Jaro, przez długi czas na terenie Zagłębia napadał na banki, mieszkania i samochody. Ma na swoim koncie ponad 20 wymuszeń, rozbojów i włamań. W tym samym czasie brat gangstera pracował w "dochodzeniówce" II komisariatu w Katowicach. Krzysztof J., policjant z kilkunastoletnim stażem, podkreśla, że o przestępczej działalności brata nie miał pojęcia. "Spotykaliśmy się tylko na imprezach rodzinnych" - mówił funkcjonariusz. Jak powiedział nam rzecznik katowickiej Prokuratury Okręgowej Tomasz Tadla, "Jaro" nie przyznaje się do winy i odmawia składania wyjaśnień. Wiadomo, że gangster obracał się w "doborowym" towarzystwie. Skoków dokonywał wspólnie m.in. z Grzegorzem S., zabójcą policjanta z Będzina, i Marcinem C. - synem jednego z najbliższych współpracowników szefa śląskiej mafii "Krakowiaka". Kiedy policja zaczęła deptać mu po piętach i wydano za nim list gończy mężczyzna przygotowywał ucieczkę do Stanów Zjednoczonych. Ukrywał się w Krakowie, okolicach Częstochowy i na Śląsku. W końcu wpadł. Policja sprawdza obecnie, czy bracia pomagali sobie. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie jeden z wątków dotyczy schronienia, jakiego policjant prawdopodobnie udzielił gangsterowi w czasie, gdy trwały jego poszukiwania. "Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam" - ucina funkcjonariusz. "Ja swojego brata w tamtym czasie nie widziałem" - dodaje. Jak powiedział Janusz Jończyk z zespołu prasowego śląskiej policji Krzysztof J. został przeniesiony z sekcji dochodzeniowej do prewencji. "Chodzi o odsunięcie funkcjonariusza od prowadzonych śledztw do czasu aż się wszystko wyjaśni" - mówił nam Jończyk. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że policjanci dysponują materiałem świadczącym o tym, że brat jednak przez pewien czas ukrywał gangstera.