Duchowny twierdzi, że mówił jedynie o Jezusie. Msza święta odprawiona została w pallotyńskiej parafii świętego Andrzeja Boboli. - Powiedziałem te słowa: "Nie będę mówił między wierszami. Proszę się nie doszukiwać drugiego dna. Chcę jasno i otwarcie powiedzieć o kandydacie Kościoła i kogo popiera Kościół; popierał i będzie popierał". W tym momencie ta pani wyszła. A ja mówiłem tylko o Jezusie - powiedział ksiądz Damian Nyk, głoszący wówczas kazanie. Duchowny powiedział w kazaniu nieco później także, że "kandydat Kościoła nie chodzi w drogich garniturach i koszulach od Armaniego, ale najczęściej jest przedstawiany w zakrwawionej szacie". Kobieta zeznała natomiast na policji, że wychodząc, słyszała słowa o "szacie zakrwawionej krwią smoleńską". Później te słowa odwołała. - Mówiłem też, że na jego folderach wyborczych nie ma uśmiechniętych dzieci i kolorowych baloników, kwiatów, ale widnieją trzy krzyże, które są symbolem miłości. I to wszystko było o Jezusie - relacjonował duchowny, który dodał, że całe jego kazanie zostało nagrane na wideo. Kobieta przyznała na policji, że ksiądz nie wymienił żadnego nazwiska, ale - jej zdaniem - jego słowa stanowiły agitację wyborczą. Ksiądz Nyk podkreślił, że cała sprawa gryzie jego sumienie. - Wiele osób mówi, że sprawę mam wygraną, że mogę później skarżyć tę kobietę. Nie! Ubolewam nad tym, że ktoś poczuł się urażony, że kogoś niejako odepchnąłem od Kościoła. Chcę to naprawić. To ciąży na moim sumieniu. Poprosiłem policjantów, żeby przekazali mój numer telefonu tej pani. Chciałbym z nią porozmawiać. Wyjaśnić, a jeżeli trzeba - przeprosić. To bardzo mocno we mnie siedzi - mówił. Rzecznik bielskiej policji Roman Waluś powiedział, że zgłoszenie zostało przyjęte, a tym samym została wszczęta cała procedura. Policjanci sprawdzają, czy nie zostało popełnione wykroczenie. - Musieliśmy przyjąć to zgłoszenie, skoro oficjalnie ono wpłynęło. Konkretnie na policję przyszła jedna osoba, ale mieliśmy jeszcze dwa lub trzy telefony odnośnie tego faktu - powiedział. - Sprawa jest na etapie czynności wyjaśniających, zatem nie możemy powiedzieć czym się zakończy. (...) Zgłaszająca zdarzenie kobieta powiedziała do protokołu, że ksiądz agitował, ale nie w kierunku konkretnej osoby. Nie padło żadne nazwisko, ale podkreśliła, że poczuła się agitowana - dodał Waluś.