Miętek powiedział dziennikarzom, że powodem ogłoszenia pogotowia strajkowego jest sytuacja pracowników śląskiego zakładu Przewozów Regionalnych. - Po raz pierwszy w powojennej historii stało się tak, by pracownicy na kolei nie dostali pensji. O tym, że wypłaty nie będzie, dowiedzieli się wieczorem poprzedniego dnia - powiedział Miętek. W środę Przewozy Regionalne nie wypłaciły w terminie wynagrodzeń ponad 1,4 tys. pracownikom śląskiego zakładu wskazując, że marszałek woj. śląskiego zaprzestał regulowania należności za przewozy. W tej sytuacji spółka - jak deklarują jej przedstawiciele - zmieniła priorytety płatnicze na rzecz regulowania bieżących zobowiązań wobec zarządcy infrastruktury kolejowej (PKP PLK) i dostawcy energii (PKP Energetyka). Pytany, co pogotowie strajkowe oznacza dla pasażerów, Miętek odpowiedział, że na razie nic - w zakładach zaczną działać komitety strajkowe, zostanie też wszczęty spór zbiorowy z pracodawcą. Miętek nie uściślił, czy w ogóle dojdzie do strajku i jeśli tak, to kiedy. Mówił tylko, że do protestu mogłoby dojść jeszcze w tym roku. Zdaniem przewodniczącego, to że pracownicy śląskiego zakładu spółki nie dostali pensji, może być przejawem dyskryminacji, ponieważ pracownicy innych zakładów wypłaty dostali. - Uważamy, że jest to ewidentna dyskryminacja pracowników śląskiego zakładu Przewozów Regionalnych ze względu na miejsce zatrudnienia. My również zlecimy zbadanie, czy aby nie zachodzi podejrzenie o dyskryminację ze względu na narodowość śląską - powiedział Miętek. Według niego generalnie sytuacja na kolei to "bomba z opóźnionym zapłonem". Przypomniał, że na czwartek związkowcy planują pikietę w obronie przywilejów emerytów kolejowych, na której spodziewają się kilku tysięcy uczestników. Ponadto Miętek uważa, że rząd nie podjął zdecydowanych działań, które miałyby zwiększyć bezpieczeństwo na kolei. Poinformował, że związek zwróci się do organów Unii Europejskiej, by przyjrzała się bezpieczeństwu na polskiej kolei. Zarząd Przewozów Regionalnych argumentuje, że nie może wypłacić pensji śląskim pracownikom, bo urząd marszałkowski, który jest organizatorem przewozów, nie przelał przewoźnikowi pieniędzy. Marszałek woj. śląskiego Adam Matusiewicz odpowiada z kolei, że zakończona w połowie roku ostatnia umowa okresowa na przewozy nie została ani rozliczona, ani aneksowana. Mimo to samorząd w pierwszych dniach października przelał PR pewną transzę należności, które z takiej umowy wynikałyby (ok. 10 mln zł). W piątek marszałek przelał kolejną transzę (ok. 11 mln zł), wyrażając przy tym nadzieję, że umożliwi to wypłatę zaległych wynagrodzeń. W reakcji zarząd PR zdecydował o wypłacie połowy zaległego wynagrodzenia za wrzesień wszystkim pracownikom śląskiego zakładu Przewozów Regionalnych. Przelewy mają być dokonywane od poniedziałku. Prezes Przewozów Regionalnych Małgorzata Kuczewska-Łaska powiedziała w poniedziałek, że mimo przelewów dokonanych przez śląski samorząd, śląski urząd marszałkowski nadal jest winny spółce 16 mln zł plus zaległości z zeszłego roku, wynoszące 28 mln zł. - Kiedy tylko otrzymamy pieniądze, wypłacimy pracownikom zaległe pensje - powiedziała prezes. W czerwcu zarząd woj. śląskiego zdecydował o powierzeniu swojej spółce Koleje Śląskie wszystkich przewozów kolejowych w regionie; Przewozy Regionalne mają tam jeździć tylko do grudniowej zmiany rozkładu jazdy. W reakcji zarząd PR poinformował o likwidacji w tym terminie swojego śląskiego zakładu i zwolnieniu większości z 1874 pracujących tam wówczas osób.