- Akcję podjęto po tym, gdy czujniki wykryły występowanie podwyższonego stężenia tlenku węgla w ścianie ósmej. Nastąpiło to w okresie między zmianami, więc w zagrożonym rejonie nie było wówczas pracowników - powiedział rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego (KHW), do którego należy kopalnia, Wojciech Jaros. Do czasu opanowania zagrożenia ściana wydobywcza pozostanie wyłączona z eksploatacji. W pierwszym etapie akcji nastąpi prawdopodobnie próba zalania fragmentu tzw. zrobów (miejsc po eksploatacji) wodą. Jeżeli nie wystarczą te i inne działania, ścianę trzeba będzie otamować, co oznaczałoby wyłącznie jej z ruchu na dłużej. Podobne zdarzenia w ubiegłym roku kilkakrotnie zaburzały plany produkcyjne kopalń - nie tylko KHW, ale także np. Jastrzębskiej Spółki Węglowej. M.in. z powodu zagrożeń naturalnych oraz warunków technicznych, w ubiegłym roku wydobycie węgla w całym KHW było o ok. 0,5 mln ton mniejsze od pierwotnego planu, choć o ok. 0,5 mln ton wyższe niż rok wcześniej. Pożar w kopalni Wujek ma charakter endogeniczny - powstał w wyniku samozapalenia węgla na skutek jego utleniania. Tego typu pożary zwykle nie przejawiają się ogniem, ale podwyższonymi stężeniami gazów w atmosferze, zwiększoną temperaturą lub zadymieniem. Pożar niewykryty na czas jest bardzo groźny dla górników, którzy nieświadomie mogą znaleźć się w atmosferze niezdatnej do oddychania. Choć w kopalni Wujek nikt nie ucierpiał i nie było bezpośredniego zagrożenia dla pracowników, zgodnie z obowiązującymi procedurami rozpoczęto akcję ratowniczą. Podjęto tzw. aktywne gaszenie pożaru, m.in. wodą. Ewentualne późniejsze otamowanie wyrobiska, czyli odizolowanie zagrożonego rejonu od pozostałych chodników specjalnymi tamami przeciwwybuchowymi, jest najczęstszą metodą opanowania podobnych pożarów. Odcięcie dopływu powietrza sprawia, że po kilku-kilkunastu tygodniach pożar ostatecznie wygasa.