Jak poinformowała rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) w Katowicach, pożar nie zagroził ani załodze, ani ruchowi kopalni. Dym odkrył pracownik dozoru podczas rutynowej kontroli wyrobiska. W pobliżu nie było innych pracowników. Zastępy ratownicze gaszą miejsce pożaru wodą. Pożar odkryto 500 metrów pod ziemią w tzw. zrobach, czyli miejscach po eksploatacji węgla, w wyeksploatowanej od dawna ścianie wydobywczej. W pobliżu ma być uruchomiona nowa ściana, przygotowywana dopiero do eksploatacji. Z ocen ekspertów wynika jednak, że pożar nie wpłynie negatywnie na prace przy nowej ścianie. Pożar "Sobieskim" ma charakter endogeniczny. Takie pożary to naturalne zjawisko w górnictwie. Przejawiają się zwykle nie ogniem, ale zmienionym składem atmosfery oraz możliwym zadymieniem. Najczęstszą przyczyną takich pożarów jest tzw. samozagrzanie lub samozapłon węgla. O pożarze endogenicznym informują najczęściej czujniki aparatury pomiarowej, wykrywające przekroczenie dopuszczalnych stężeń gazów. Często podnosi się temperatura, czasem pojawia się dym. Niewykrycie takiego pożaru na czas może być bardzo niebezpieczne dla załogi, ponieważ atmosfera w wyrobisku mogłaby niepostrzeżenie dla ludzi stać się niezdatna do oddychania. Samozapłon lub samozagrzanie węgla to poważne i stosunkowo częste zagrożenie w kopalniach, praktycznie niemożliwe do przewidzenia. To efekt pozostawienia resztek węgla w wyrobisku, ciśnienia górotworu i przepływającego przez wyrobiska powietrza. Najczęstszą metodą likwidacji podziemnych pożarów jest odcięcie dostępu powietrza w ich rejon poprzez postawienie specjalnych tam izolacyjnych i przeciwwybuchowych. Pożar wygasa wówczas w ciągu kilku tygodni. W ostatnich latach w polskich kopalniach węgla kamiennego doszło do kilku pożarów endogenicznych. W ubiegłym roku miały one miejsce w kopalniach "Budryk", "Knurów" i "Piekary". Wówczas także nikomu nic się nie stało.