Jak przyznał Piotr Kasznia - ratownik narciarski w Miejskiej Kolei Linowej Karpacz (woj. dolnośląskie) - dzięki nowym przepisom, które weszły w życie w sylwestra, rzadko spotyka się dzieci jeżdżące na nartach bez kasków. Mniej jest również osób jeżdżących pod wpływem alkoholu. - W tej kwestii jest znacząca poprawa. Jednak nie spowodowało to mniejszej liczby wypadków, których podstawową przyczyną jest brak umiejętności jazdy na nartach. Tu liczby wyglądają podobnie jak w roku ubiegłym - mówił Kasznia. Ratownik zaznaczył przy tym, że widać znacząca poprawę w stosunku do tego, co było kilka lat temu. - Jest coraz mniej narciarzy, którzy wychodzą na stok bez żadnego instruktarzu - tłumaczył. Placówki ochrony zdrowia mają w ferie więcej pacjentów z urazami odniesionymi na stokach narciarskich niż w okresie przed zimowym odpoczynkiem dzieci. Ponad 30-procentowy wzrost liczby pacjentów w ciągu ostatnich dwóch tygodni w stosunku do okresu przed feriami odnotowała przychodnia rejonowa w Szklarskiej Porębie (woj. dolnośląskie). Jak poinformowano PAP w lecznicy, do poradni chirurgicznej zgłaszali się pacjenci ze złamaniami, potłuczeniami oraz niegroźnymi skaleczeniami. - To obrażenia powstałe w wyniku upadku na stoku lub zderzania narciarzy, a ich liczba jest podobna jak w latach ubiegłych - powiedziano PAP w przychodni. Poszkodowani w wypadkach na stokach narciarskich w Bieszczadach najczęściej trafiają do szpitali w Lesku i Ustrzykach Dolnych. - W tym roku nie było zbyt wielu wypadków, bo sezon narciarski na dobre rozpoczął się dopiero w połowie stycznia - powiedział kierownik izby przyjęć w leskim szpitalu Jan Matusik. Do tego szpitala przywieziono ok. 40 poszkodowanych narciarzy. Najpoważniejszym urazem było złamanie kości udowej. Do szpitala w Ustrzykach Dolnych trafiło 11 narciarzy. - Mieli urazy kolana, stawu skokowego, barku, najgroźniejszym był uraz twarzoczaszki - zaznaczyła Renata Waląg z ustrzyckiego szpitala. Ferie to gorący czas dla ratowników GOPR i lekarzy z oddziałów urazowo-ortopedycznych szpitali w Beskidach. Liczba interwencji goprowców na stokach rośnie lawinowo. Od początku roku było ich już około 400, z czego tylko w minioną niedzielę ratownicy wzywani byli 40-krotnie. Zdaniem goprowców wypadki na stokach to najczęściej efekt niedostatecznych umiejętności połączonych z brawurą, a często także z całkowitym brakiem wyobraźni. Najlepiej obrazuje to wypadek z udziałem młodej warszawianki, która po raz pierwszy założyła narty i próbowała zjechać ze Krzycznego w Szczyrku. - Omal nie skończyło się tragicznie: przy dość dużej prędkości wypadła z trasy i uderzyła w drzewo. Ma bardzo poważne urazy wewnętrzne - powiedziała rzecznik bielskiego Szpitala Wojewódzkiego Jolanta Trojanowska. Rzecznik cieszyńskiego Szpitala Śląskiego, do którego trafiają narciarze, którzy doznali urazów na stokach w Wiśle, Ustroniu, Brennej czy Istebnej, Dariusz Babiak powiedział, że rozpoczęciu w miniony weekend ferii na Śląsku towarzyszy znaczący wzrost przyjęć na oddział urazowo-ortopedyczny. - To typowe narciarskie urazy: złamania kończyn, wybicia obojczyka, zwichnięcia stawów - powiedział Babiak. Podobnie jest w Bielsku-Białej i Żywcu. Od osiemdziesięciu do stu kontuzjowanych narciarzy i snowboardzistów na dobę przyjmowała zakopiańska urazówka w trakcie pierwszych dwóch tygodni ferii zimowych. Zdaniem ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego podobnie było podczas ubiegłorocznych ferii. Do największej liczby wypadków narciarskich na Podhalu dochodziło na stokach największej stacji narciarskiej w Białce Tatrzańskiej. Tam też w trakcie ferii wypoczywała największa liczba turystów. W poniedziałek, po dwutygodniowej przerwie w nauce, do szkół wrócili uczniowie z województw: dolnośląskiego, mazowieckiego, opolskiego i zachodniopomorskiego. Przerwę w nauce rozpoczęli uczniowie z województw łódzkiego, lubelskiego, podkarpackiego, pomorskiego, śląskiego.