Jak poinformowała rzeczniczka wojewody Marta Malik, Łukaszczyk motywuje swe stanowisko "zarówno tragicznymi skutkami zaistniałego wypadku, jak również skalą nieprawidłowości stwierdzonych przez służby kontrolne". Wśród nieprawidłowości wojewoda wymienił naruszenia ustaw: o transporcie drogowym oraz Prawa o ruchu drogowym. Wstępne ustalenia - jak napisał we wniosku - pozwalają też na stwierdzenie, że "przewoźnik w sposób rażący" naruszył przepis zobowiązujący go do zgłoszenia autokaru do rejestru licencji uprawniającej do przewozów międzynarodowych. Ponadto - dodał wojewoda - "przewoźnik realizując przewóz posłużył się pojazdem, który w dniu wypadku nie posiadał ważnych badań technicznych, gdyż ich okres ważności upłynął w dniu 9 lipca br.", a kierowcy autokaru naruszyli przepisy limitujące czas ich pracy. Łukaszczyk poprosił też w środę komendanta śląskiej policji, by podczas kontroli stanu wyjeżdżających za granicę autokarów śląscy policjanci sprawdzali planowany termin ich powrotu. W najbliższym czasie do MSWiA ma trafić wniosek o zmianę przepisów - by w razie upływu ważności badań policja nie zezwalała na wyjazd takiego pojazdu. Podczas wtorkowej rozmowy z dziennikarzami, podczas której padła zapowiedź wniosku o cofnięcie przewoźnikowi licencji, wojewoda nazwał autobus, który wiózł turystów, "śląskim rzęchem". Zastrzegł przy tym jednak, że ocena, czy brak ważnych badań technicznych miał wpływ na wypadek, należy do biegłych. Zdaniem Łukaszczyka, postępowanie wyjaśniające okoliczności wypadku oraz prawidłowość działań przewoźnika i organizatora wyjazdu musi być "przeprowadzone rzetelnie do bólu, czyli do postawienia kropki". - Tam, gdzie rzeczywiście jest wina, powinna być kara - zaznaczył. Według informacji Malik, wojewoda w środę rano rozmawiał z właścicielem firmy przewozowej. Rzeczniczka wskazała na znaczenie postawy przewoźnika, który podczas spotkania nie wspomniał o kwestii cofnięcia licencji, mówił natomiast o swej odpowiedzialności i pytał o możliwości niesienia pomocy poszkodowanym. We wtorek wojewoda skrytykował postawę firmy przewozowej, a także biura turystycznego, które zorganizowało wyjazd. Podkreślił, że gdy przyleciał do Serbii jako koordynator akcji pomocy, nie zastał na miejscu żadnego przedstawiciela tych firm, szybko jedynie zareagował ich ubezpieczyciel. Do wypadku autokaru z 66 polskimi turystami wracającymi z pobytu w Bułgarii doszło w piątek o godz. 6.30 rano w okolicach miejscowości Indija, 20 km od Belgradu. Zginęło sześć osób, w tym dwoje dzieci. Kierowcy autokaru postawiono w Serbii zarzuty i aresztowano na miesiąc. Śledztwo w Polsce prowadzi prokuratura w Bielsku-Białej, gdzie mieści się siedziba organizatora wycieczki.