Mając na uwadze zdrowie zawodników, grających razem tylko raz do roku, spotkanie trwało nie 90 a 70 minut. Arbitrem był Tomasz Bujok, przewodniczący Rady Miejskiej. W tym roku frekwencja nie dopisała po stronie kawalerów - w meczu wzięło udział zaledwie 9 piłkarzy; skręcenie kolana przez Artura Cichowskiego w drugiej połowie meczu dodatkowo osłabiło tę drużynę. Żonaci byli w mocnym składzie, pozwalającym od czasu do czasu wymieniać się na boisku i dać odpocząć co bardziej zmęczonym zawodnikom. Kondycyjnie przegrywali jednak w starciu z kawalerami. - Panie sędzio ile jeszcze do końca, żeby żonaci dożyli! - słychać było z trybun. - Miałem 15 lat, jak pierwszy raz zagrałem w drużynie kawalerów - wspominał Edward Gomola, w tym roku pierwszy raz zasilający trybuny kibiców. - Zostałem dziadkiem, trzeba dbać o zdrowie, na boisku jest mój zięć - dodał. Wygrali kawalerowie 4:3. - W zeszłym roku wynik był dwucyfrowy, też na korzyść kawalerów - wspominał jeden z widzów.