Do biura chcieli wejść były szef rajców - Andrzej Bacza, oraz jego kolega z opozycji, Stanisław Kaczmarczyk. Wszystko działo się w połowie lutego. Do środka jednak nie udało im się dostać. Wkrótce cała prawa stała się w Skoczowie głośna. - Chcieliśmy wejść do biura, żeby zapoznać się z protokołami komisji. Odbiliśmy się jednak od ochrony. Usłyszeliśmy, że taki zakaz wydał przewodniczący Rady Miejskiej . Do środka można wejść tylko w asyście pracownika urzędu albo samego przewodniczącego - mówi Andrzej Bacza. Jan Krużołek, który na stołku przewodniczącego Rady zastąpił właśnie Baczę, potwierdza, że do biura można wejść tylko w jego obecności albo urzędnika. - To nie jest żadne moje "widzimisię", tylko troska o dokumenty. Przecież w biurze jest wiele cennych informacji, danych osobowych. Jak radni chcieli wejść do środka, to mogli do mnie zadzwonić. Na pewno przyjechałbym na miejsce. Nic takiego jednak nie miało miejsca. A poza tym, czy nie mogli poczekać do następnego dnia? - pyta Krużołek. Dziennikarze zapytali radnych, czy coś by się stało, gdyby dostęp do dokumentów otrzymali następnego dnia. - Szukaliśmy istotnych informacji. Nie mogliśmy czekać. Działanie pana przewodniczącego to utrudnianie pracy radnym. Przecież większość z nas pracuje zawodowo i do urzędu ma czas wpaść tylko w godzinach popołudniowych, kiedy urząd jest zamknięty. Czy za każdym razem mamy dzwonić do przewodniczącego, żeby przyjechał na miejsce? To absurdalne - ironizuje radny Bacza. - Chętnie przyjadę do urzędu, nie mieszkam przecież daleko - odpowiada Krużołek. Tłumaczenie przewodniczącego nie przekonało także Stanisława Kaczmarczyka . - Czy ja coś panu przewodniczącemu ukradłem albo zabrałem z urzędu? Jakie są przesłanki, żeby zamykać przed nami drzwi do biura? - pyta radny. STELA