Zdaniem uczestników demonstracji, zastosowano wtedy odpowiedzialność zbiorową, bo większość zatrzymanych nie brało udziału w burdach. Zarzucają brutalność policji. Twierdzą, że małopolscy funkcjonariusze przez kilka godzin znęcali się fizycznie i psychicznie nad kibicami. Około 500 kibiców ze Śląska wracało 22 marca do domów po meczu GKS-u Katowice ze Stalą Stalowa Wola specjalnym pociągiem. Ktoś użył hamulca bezpieczeństwa i pociąg zatrzymał się w Tarnowie. Część pasażerów wysiadła, w stronę stojących na peronie policjantów poleciały rzucane przez pseudokibiców kamienie, butelki, kosze i elementy ławek. 21 funkcjonariuszy zostało poszkodowanych. Na stacji kolejowej w Mydlnikach koło Krakowa pociąg został zatrzymany przez policję, tam zatrzymano 39 uznanych za najbardziej agresywnych -mieszkańców śląskich miast w wieku od 17 do 35 lat. Większość z nich aresztował później Sąd Rejonowy w Tarnowie. Uczestnicy manifestacji zebrali się pod Teatrem Śląskim, większość z nich założyła białe koszulki, które - jak mówił organizator demonstracji Dariusz Borowiak - miały symbolizować przejrzystość, otwartość, pokojowość i dotarcie do prawdy. "Nie każdy kibic to chuligan. Jak mam to udowodnić?", "Nie wszyscy kibice to bandyci. Uwolnić naszych synów" - napisano na transparentach. Borowiak zaznaczył, że nie jest to manifestacja przeciwko policji, prokuraturze, czy wymiarowi sprawiedliwości w ogóle, ale przeciw konkretnej akcji i stosowaniu odpowiedzialności zbiorowej. Kibiców, których potem zatrzymano wybierano losowo, opierając się na ich wyglądzie - uważa. Według organizatorów demonstracji, co najmniej 75 proc. osób zatrzymano niesłusznie. Zanim rozpoczął się marsz pod teatrem aktorzy-amatorzy odegrali przedstawienie pt. "Podobał ci się wyjazd?", część z nich grała rolę kibiców, część- policjantów. Organizatorzy mówili, że zostało ono oparte na relacjach naocznych świadków. Według przedstawionych scen, policjanci mieli znęcać się nad zatrzymanymi - używać wobec nich gazu, ubliżać, chodzić po leżących, a nawet kraść pieniądze i oddawać mocz na zatrzymanych. - To był rewanż niewyżytych i niedoświadczonych policjantów, którzy mieli na to przyzwolenie przełożonych - twierdzą organizatorzy. Borowiak przyznaje, że to sami szalikowcy sprowokowali całe zdarzenie, ale - jak zaznaczył - "czarne owce są zarówno wśród kibiców jak i policjantów". Jednym z aresztowanych jest 17-letni syn Borowiaka. Borowiak, który jest przekonany o niewinności syna, w kwietniu założył Stowarzyszenie Przeciw Przemocy i Nieprawiedliwości "Błękitna siła". W maju z krakowskiej prokuraturze stowarzyszenie złożyło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez policję. Prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie. Policja od początku stała na stanowisku, że policjanci nie przekroczyli uprawnień, i ich zdecydowana interwencja była konsekwencję wcześniejszego agresywnego zachowania pseudokibiców w Tarnowie. W ubiegłym tygodniu tarnowski sąd skazał pierwszych pięciu uczestników zajść. Dostali kary po dwa lata bezwzględnego pozbawienia wolności i pięcioletni zakaz wstępu na mecze piłkarskie. Wyrok zapadł bez przeprowadzenia przewodu sądowego, ponieważ pięciu oskarżonych dobrowolnie poddało się karze. Szósty, objęty tym samym aktem oskarżenia, na posiedzeniu sądu zmienił zdanie i wycofał swój wniosek o skazanie go bez przeprowadzenia procesu. W śledztwie zarzut czynnej napaści na funkcjonariuszy z użyciem niebezpiecznych przedmiotów, w postaci elementów ławek, koszy na śmieci, cegieł i innych, postawiono w sumie 41 osobom. Grozi za to kara do 10 lat pozbawienia wolności.