O zaginięciu Marka Siódmaka Gazetacodzienna.pl pisała w tekście "Ślad urywa się pod Czantorią". Mężczyzna zaginął 9 stycznia. - Przed wyjściem z domu teść powiedział, że jedzie do rodziny do Tychów. Był to jednak tylko pretekst. Samochód zaparkował 150 m od domu. Następnie jeden ze świadków widział go pod Czantorią - opowiadał nam Władysław Cieślar, zięć zaginionego. Tam ślad się urwał... Choć rodzina zaginionego nie dopuszczała do siebie złych myśli, wczoraj sprawdził się najgorszy scenariusz. - Policjanci wyłowili zwłoki mężczyzny z Wisły. Mężczyzna najprawdopodobniej popełnił samobójstwo - mówi Ireneusz Brachaczek, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Cieszynie. Mężczyzna miał powody, by targnąć się na swoje życie. W związku z kryzysem gospodarczym 53-latek został zwolniony z pracy w jednej z firm w Niemczech. Był załamany utratą pracy w zakładzie, z którym związany był przez 18 lat. Popadł w depresję i to najprawdopodobniej wpłynęło na decyzję o samobójstwie. - Maż nigdy nie pił alkoholu, był całkowitym abstynentem. Nigdy też się nie spóźniał, gdy mówił, że będzie na tą godzinę, to zawsze był. Załamał się - zwierzała nam się Ewa Siódmak, żona 53-latka. TWO, KK