Jak powiedział prok. Tomasz Ozimek, w śledztwie nie znaleziono dowodów na to, by - jak sugerowano wcześniej - pielęgniarz miał także molestować nieprzytomne pacjentki karetek. W jednym przypadku, gdy taki fakt mógł mieć miejsce, pacjentka nie żyje, a jej rodzice nie wnieśli o ściganie potencjalnego sprawcy. W przypadku dwóch innych pracownic pogotowia, które - jak zeznały - były molestowane przez pielęgniarza, postępowanie zostało umorzone, bo kobiety nie złożyły wniosków o ściganie Witolda N. - takie przestępstwo jest ścigane na wniosek osoby pokrzywdzonej. Chciał zgwałcić koleżankę z pracy Sprawa wyszła na jaw na początku tego roku. Informowali o niej m.in. związkowcy z częstochowskiego pogotowia. Pokrzywdzona - która pracowała w pogotowiu jako ratownik medyczny - powiedziała prokuratorom, że padła ofiarą przemocy seksualnej pod koniec ubiegłego roku w siedzibie pogotowia. W lutym pielęgniarz został zatrzymany; spędził w areszcie trzy miesiące. - Witold N. został oskarżony o usiłowanie gwałtu na jednej z pracownic pogotowia. Używając przemocy w postaci trzymania za ręce i nogi oraz zatykania ust, usiłował doprowadzić kobietę do obcowania płciowego. Nie osiągnął celu z uwagi na opór pokrzywdzonej - relacjonował prokurator. Pokrzywdzone potwierdziły, ale... W dwóch innych przypadkach, które wykryto w czasie śledztwa, miało dojść do doprowadzenia pracownic do tzw. innej czynności seksualnej, jak definiuje to kodeks karny. Pokrzywdzone kobiety potwierdziły to w złożonych w prokuraturze zeznaniach, ale nie chciały ścigania sprawcy. Pielęgniarz był nieformalnym kierownikiem; m.in. wyznaczał dyżury i koordynował wyjazdy karetek. Oskarżonemu grozi kara od dwóch do 12 lat więzienia. Zanim do prokuratury trafił wniosek o ściganie Witolda N., o przypadkach molestowania w częstochowskim pogotowiu poinformowały media, powołując się na informacje od związkowców. Pielęgniarz miał się przyznać do czynu, gdy ratowniczka powiadomiła dyrekcję. Molestował także nieprzytomne pacjentki? Według doniesień prasowych, pierwsze sygnały dotyczące seksualnych nadużyć pielęgniarza z częstochowskiego pogotowia pojawiły się już 7-8 lat temu. Związkowcy sugerowali, że ten sam pielęgniarz molestował nie tylko inne kobiety zatrudnione w pogotowiu, ale także nieprzytomne lub półprzytomne pacjentki wożone w karetkach. Jak powiedział prok. Ozimek, m.in. z analizy wyjazdów karetek wynika, że mogło chodzić o młodą pacjentkę, która trafiła do karetki po tym, gdy zamierzała popełnić samobójstwo grożąc skokiem z wieżowca. Dziś kobieta nie żyje, dlatego również ten wątek został umorzony.