Prokurator zarzuca sądowi popełnianie błędów. Niedopuszczalne jest to, żeby w tak skomplikowanej sprawie - bez przeprowadzenia dowodów bezpośrednio przed sądem; bez przesłuchania świadków; zapoznania się z opiniami; ewentualnie przesłuchania biegłych podejmować decyzję co do tego, żeby umorzyć postępowanie - powiedział RMF FM Tomasz Tadla, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Jeśli sąd wyższej instancji uzna argumenty prokuratury, proces obu pielęgniarek zostanie powtórzony. Afera wybuchła niespełna dwa lata temu. Pielęgniarki z katowickiego Centrum Zdrowia Matki i Dziecka dla zabawy wyciągały wcześniaki i robiły sobie z nimi zdjęcia. Uzasadniając decyzję o umorzeniu, asesor Łukasz Ciszewski zaznaczył, iż nie ulega wątpliwości, że działanie oskarżonych było wysoce naganne i nieetyczne, brak jednak dowodów, że naraziły one na niebezpieczeństwo i zmuszały noworodki do określonych zachowań, co zarzucała pielęgniarkom prokuratura. Zdaniem sądu, za niewinnością pielęgniarek jednoznacznie przemawia także opinia lekarsko-sądowa. Biegły uznał, że zachowanie kobiet w żaden sposób nie przyczyniło się do pogorszenia stanu zdrowia dzieci, a śmierć jednego z nich była efektem głębokiego wcześniactwa, połączonego z wrodzoną infekcją. Krótko po opublikowaniu zdjęć prokuratura zarzuciła kobietom narażenie wcześniaków na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Grozi za to do pięciu lat więzienia. Śledztwo trwało półtora roku; dużo czasu zajęło przede wszystkim ustalenie tożsamości dzieci. Kobiety nie przyznały się do zarzutów, choć nie negowały samego zdarzenia. Obie pielęgniarki, 33-letnia Beata K. i 30-letnia Karina T., zostały zwolnione z pracy - najpierw dyscyplinarnie, potem jednak dyrekcja szpitala zgodziła się, aby odeszły za porozumieniem stron. Sąd uchylił im dziś zakaz wykonywania zawodu pielęgniarki.