Jak było w Pekinie? - Świetna organizacja, wszystko dopięte na ostatni guzik. Szczerze powiedziawszy ta impreza zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Wioska olimpijska była bardzo dobrze wyposażona, mieliśmy atrakcyjne miejsca noclegowe. Wciąż jestem zafascynowany pobytem w Chinach. Jest to może spowodowane tym, że to moja pierwsza olimpiada i w dodatku zakończona sukcesem. Już pan ochłonął? - Szczerze? Jeszcze to do mnie nie dotarło. Byłem szósty jako szpadzista indywidualny, a w grupie zdobyliśmy srebro. To naprawdę wielki sukces dla młodego sportowca. Ja przecież dopiero zaczynam (2 września będzie obchodził 27. urodziny - przyp. red.). Czy w Pekinie dało się odczuć, że Chiny są państwem policyjnym? - Pekin ma tak naprawdę dwa oblicza. My sportowcy mieliśmy zobaczyć tylko to pierwsze - świetną organizację, wysoki poziom i prestiż. Jednak udało nam się też, właściwie przez przypadek, zobaczyć i tą ciemniejszą stronę miasta. Byliśmy po zawodach w pubie, bawiliśmy się i cieszyliśmy z sukcesów. Poznaliśmy tam Chinkę. Chciała nauczyć nas gry w kości. Świetnie się bawiliśmy, ale po chwili do dziewczyny podszedł niewysoki, szczupły Chińczyk. Powiedział jej coś na ucho i ona zamarła. Przestała się śmiać, nie chciała tańczyć, ani nawet rozmawiać. Widać było, że chodzi o sprawę polityczną. Polscy dziennikarze pokazali nam też zdjęcia na których widać, że w budynkach, na pozór świetnie wyglądających, nie ma nikogo. A wydawało się, że były one zamieszkałe. Tak naprawdę puste były nawet całe dzielnice. Być może tylko na igrzyska mieszkańcy musieli się wyprowadzić, a kamienice przybrały nowy wizerunek? Wkrótce rozpoczyna się paraolimpiada. Czego życzyłby pan niepełnosprawnym sportowcom? - Wielu sukcesów, choć oni tak naprawdę już wygrali. Bardzo ich podziwiam. Jestem pewien, że Polacy na tych igrzyskach pokażą klasę i przywiozą niejeden medal. Rozmawiała: DOROTA KOCHMAN