Zgodnie z planem czarterowy samolot miał wystartować o godz. 4.50, a więc pasażerowie na lotnisku musieli się stawić w środku nocy. W samolocie wystąpiła awaria. Mechanicy rozpoczęli naprawę, a wylot przesunięto na godz. 9.00. Prace się przedłużały, a pasażerowie - klienci kilku biur podróży - coraz bardziej się denerwowali. Skarżyli się m.in. na brak informacji i dostępu do bagażu, który został już umieszczony w samolocie. - Są tu rodziny z małymi dziećmi, wszyscy jesteśmy zmęczeni, a nikt nie udziela nam informacji - podkreślała pani Ewa, jedna z turystek. Jeszcze na lotnisku turystom podano dwa posiłki. Wczesnym popołudniem okazało się, że awarii nie można szybko usunąć. Pierwsza, dostarczona z Warszawy, część zamienna nie rozwiązała problemu. Drugiej nie było w stołecznych magazynach, trzeba ją sprowadzić zza granicy. Zapadła decyzja o podstawieniu innego samolotu, który miał jednak odlecieć dopiero wieczorem. W tej sytuacji turystom zapewniono zakwaterowanie w hotelu w pobliżu lotniska oraz posiłki. Rzecznik portu Cezary Orzech powiedział, że pasażerom zapewniono właściwą opiekę. Mogli też dostać swój bagaż - komunikaty na ten temat ogłaszano z lotniskowych głośników. Przypomniał, że obowiązek informowania pasażerów w razie kryzysowej sytuacji spoczywa na biurach podróży, które organizują ich wypoczynek. Zepsuty samolot należy do spółki LOT Charter. Jak poinformował rzecznik Polskich Linii Lotniczych LOT Jacek Balcer, wylot pasażerów z Pyrzowic opóźnił dodatkowo alarm bombowy na lotnisku Okęcie. Stamtąd startował bowiem samolot, który z Pyrzowic miał ich zawieźć do Grecji. Warszawski port był nieczynny przez trzy godziny, a później ruch na nim bardzo się zagęścił. - Przepraszamy pasażerów. W biznesie lotniczym na pierwszym miejscu jest jednak bezpieczeństwo, a na drugim komfort pasażerów - powiedział Balcer.