- Michał, ze swoją ogromną wrażliwością, dobrocią, mądrością był jednocześnie tak niezwykle prosty, tak serdeczny. I pewnie dlatego jego muzyka robiła tak ogromne wrażenie na wszystkich - bo on to czynił z niezwykłą prostotą i pokorą - wspominał podczas mszy pogrzebowej proboszcz katowickiej katedry, ks. prałat Stanisław Puchała. Żegnając artystę prałat odczytał pełen przemyśleń o życiu, śmierci, wierze i przemijaniu list artysty, przysłany proboszczowi pocztą elektroniczną ze statku siedem lat temu. "Wiele mi brakuje do pełnego szczęścia, ale wierzę, że moja muzyka, która jest tworzona na Jego cześć i chwałę, przynajmniej trochę odkurzy zakamarki mojej duszy, by nie wszystko było zapaprane" - pisał Banasik. Ks. Puchała wspominał, że gra Banasika, uznawanego za genialnego improwizatora, wzbogacała wielu ludzi. Artysta często grał na organach katowickiej katedry. W czwartek jeden z utworów ze wspólnego koncertu sprzed 12 lat - "Wyspę umarłych" - przypomniał jego przyjaciel, Józef Skrzek. Michał Banasik urodził się w 1941 r. w Katowicach, ukończył tamtejszą Akademię Muzyczną. Jak wspominał na łamach regionalnej prasy znany śląski publicysta Michał Smolorz, artysta "nie mieścił się w utartych kanonach sztuki; nikt nie wiedział, czy traktować go w kategoriach muzyki poważnej, czy rozrywkowej. Stworzył setki wspaniałych kompozycji, lecz zostało po nim niewiele - większość dzieł improwizował, a nikomu nie przyszło do głowy, by je spisać". W latach 1974-84 pianista występował w znanym wówczas duecie Banasik-Zubek, popularny był także w Niemczech. Grał na organach w katowickiej katedrze, m.in. z Józefem Skrzekiem (z którym współpracował także w projektach rockowych) i prof. Julianem Gembalskim z katowickiej Akademii. Tworzył muzykę do seriali i filmów m.in. Janusza Kidawy i dokumentów Wojciecha Sarnowicza. Ostatnie kilkanaście lat - jak wspominał Smolorz - spędził na statkach wycieczkowych. Zmarł na jednym z nich 19 października. - Niestety, na rodzinnym Śląsku, pośród artystów zapomnianych przez publicznego mecenasa, także Michał Banasik powoli znikał ze społecznej świadomości - a przecież, choć dobiegał siedemdziesiątki, wciąż był pełen twórczej energii, artystycznych pomysłów i zapału (...). Umarł wymarzoną śmiercią artysty: pośród owacji wstał od fortepianu, ukłonił się i padł bez tchnienia - napisał we wspomnieniu Smolorz.