Happening po raz trzynasty zorganizowało Stowarzyszenie Cieszyńskiej Młodzieży Twórczej. Tym razem, ze względu na rok darwinowski, matura była w stylu jaskiniowym. Komisja ds. Niecodziennych Matór, ubrana w futra, z maczugami w rękach, przypominała bardziej grupę neandertalczyków. Nikt nie burzył się i nie miał zamiaru anulować matury, gdy w kieszeni zadzwonił telefon komórkowy. - W ten sposób solidaryzujemy się z prawdziwymi maturzystami - mówiła Sławomira Kalisz, prezes SCMT. - To też forma zabawy. Prawdziwą maturę może napisać każdy, taką niezwykłą jak nasza, na której trzeba odpisywać i walić byki, już niekoniecznie - dodała organizatorka "matóry". Pomysłodawcą imprezy był przed laty jej mąż Robert Kalisz. Czternaście lat temu w czasie matur przesiadywał na Rynku i przypadkiem podsłuchał rozmowę dwóch maturzystów, którym zamarzyło się pisanie egzaminu w pełnym słońcu, na Rynku. - Ja tylko potem wcieliłem ten pomysł w życie - opowiadał dziś Kalisz. Choć "matóry" już nie organizuje, dziś przyszedł pod Dom Narodowy zobaczyć, jak radzą sobie egzaminowani. Szło im całkiem nieźle, choć tematy łatwe nie były. Trzeba było rozwinąć temat: "Walka o byt w polityce. Podaj przykłady prymitywizmów w plemieniu rządowym i dlaczego chcesz zostać policjantem" lub napisać wypracowanie o nauczycielach: "Maturzysta pochodzi od ledwo sapiens. W takim razie od czego pochodzi nauczyciel - wskaż brakujące ogniwo". Marlena Peczyńska, Natalia Pałeć i Daria Guznar, uczennice Zespołu Szkół Ekonomiczno-Gastronomicznych, specjalnie "urwały się" ze sprawdzianu z fizyki, żeby napisać niecodzienną maturę. Zabawa była przednia. - Zobaczymy jak będzie za dwa lata, gdy przyjdzie pora na prawdziwy egzamin dojrzałości - uśmiechały się dziewczyny.