Tak zdecydował w piątek Sąd Okręgowy w Katowicach. Sąd uznał, że bezpodstawnie i bezprawnie ograniczono wolność powoda, przetrzymując go ponad godzinę w punkcie poboru opłat w Balicach. Było to działanie wbrew procedurom, bo w przypadku odmowy zapłaty należało spisać dane kierowcy, a należności dochodzić później - wskazał sąd. Poza zamieszczeniem przeprosin w ogólnopolskim wydaniu "Gazety Wyborczej", pozwana spółka ma też wpłacić 20 tys. zł na rzecz Fundacji Anny Dymnej "Mimo Wszystko" oraz zapłacić Frasowi prawie 3,4 tys. zł tytułem zwrotu kosztów procesu. Nie zapłacił ze względu na złą jakość drogi We wrześniu 2007 r. katowicki adwokat Mariusz Fras jechał autostradą z Katowic do Krakowa. Przy wjeździe na płatny odcinek drogi w punkcie poboru opłat w Brzęczkowicach zapłacił 6,50 zł. W trakcie jazdy postanowił, że - ze względu na złą jakość drogi - drugiej części opłaty nie uiści. Oświadczył to pracownikom autostrady w punkcie poboru opłat w Balicach - przy wyjedzie z płatnego odcinka. Poprosił o spisanie danych osobowych, wypuszczenie i o to, by ewentualne roszczenia skierować do sądu. Pracownica przy bramce odmówiła przyjęcia dowodu i spisania danych, zatelefonowała do przełożonego i powiedziała, że jeśli chce, to może pójść do kierownika, do budynku obok autostrady. Najpierw do kierownika, potem na komisariat Fras poszedł tam sam, przechodząc przez kolejne pasy autostrady. Ponownie okazał dowód, tym razem kierownikowi. Ten także odmówił spisania danych kierowcy i zaproponował Frasowi, że pretensje może przedstawić w pobliskim komisariacie policji. Tam dyżurny spisał jego dane; zawiadomił o tym kierownika. Kierowca ponownie poszedł do punktu poboru opłat, gdzie kierownik spisał jego dane. Mimo zapewnień, że może kontynuować jazdę, pracownica przy bramce znów uzależniła podniesienie szlabanu od uiszczenia opłaty. Po chwili wypuściła Frasa. Narazili kierowcę na stres Sąd wskazał, że zgodnie z obowiązującymi procedurami, kierowca odmawiający zapłaty powinien zostać wypuszczony po spisaniu jego danych, by potem móc dochodzić należności w odrębnym postępowaniu. - Zdarzenia, które miały miejsce odbiegały od tej procedury w istotny sposób, zbędnie - w ocenie sądu - narażając powoda na stres związany z tym zdarzeniem i prowadząc w istocie swej do ograniczenia jego wolności - podkreślił sędzia Krzysztof Zawała. Roszczenia tylko przeciwko STA Sąd uznał, że powództwo jest zasadne, ale wyłącznie przeciwko spółce STA. SAM (Stalexport Autostrada Małopolska) nie jest podmiotem, który może podnosić odpowiedzialność, bo czynności, których dotyczyła sprawa - powierzył STA. Na mocy umowy łączącej oba podmioty, STA na zlecenie SAM pełni funkcję operatora autostrady, czyli odpowiada za techniczne kwestie. Mimo oddalenia powództwa przeciwko SAM, sąd nie obciążył powoda kosztami procesu. -Wytaczając powództwo można było mieć wątpliwości, który z tych podmiotów jest odpowiedzialny za wydarzenia w punkcie poboru opłat - wyjaśnił sędzia. Dopiero w trakcie procesu później Fras zorientował się, że roszczenia należy kierować do STA i uzupełnił akta sprawy. Moda na cwaniactwo już minęła Fras nie krył zadowolenia z nieprawomocnego wyroku. Wyraził nadzieję, że orzeczenie może się przyczynić do powstania nowych standardów w relacjach pomiędzy przedsiębiorcami a konsumentami. - Wreszcie chyba dojrzeliśmy do takiego przypadku, że moda na cwaniactwo w obsłudze klienta już minęła - powiedział dziennikarzom. Jego zdaniem, na autostradzie dopuszczano się bezprawia i nie tylko wobec niego, bo podobnych przypadków było kilkanaście. Wyraził opinię, że rząd powinie się zastanowić, "czy to aby nie wstyd, że taka spółka reprezentowała interesy Skarbu Państwa". Bezpieczniej, kiedy policja jest na miejscu W opinii rzecznika SAM Rafała Czechowskiego, powodem, dla którego w ogóle doszło do procesu była nieobecność policji w miejscu sporu. - W podobnych przypadkach procedury firmy Stalexport Transroute Autostrada przewidują zawsze wezwanie policji przy takim zdarzeniu. W tym wypadku policja niestety nie mogła stawić się w trybie, który jest zwyczajowy i w którym z reguły udaje się zainterweniować - powiedział po orzeczeniu sądu. Przyznał, że wzywanie policji w takich przypadkach jest być może ponadstandardowe w stosunku do procedury, ale "zawsze jest bezpieczniej i bliżej prawa, kiedy policja jest na miejscu". Nie wiadomo jeszcze, czy strona pozwana złoży apelację. Okaże się to po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku. Należy respektować prawo konsumenta W związku z wydarzeniami w Balicach, w maju ubiegłego roku w procesie karnym krakowski sąd uniewinnił Frasa. Sąd orzekł, że kierowca nie dopuścił się wyłudzenia przejazdu, ponieważ w momencie wjazdu na autostradę nie miał takiego zamiaru. Sąd wskazał także, że należy respektować prawo konsumenta do kwestionowania jakości usługi. Było to pierwsze takie rozstrzygnięcie w sprawie warunków przejazdu autostradą A4. W ostatnich latach trwały tam uciążliwe dla kierowców remonty nawierzchni i mostów, skutkujące zwężeniami i wydłużeniem czasu przejazdu. Mimo to opłaty za przejazd nie zostały zmniejszone. Kierowca jak niezadowolony, to może zjechać... To właśnie po korzystnym dla siebie wyroku sądu w Krakowie, Fras złożył w sądzie w Katowicach pozew o naruszenie dóbr osobistych. Pozwał spółkę zarządzającą płatnym odcinkiem autostrady A4 Kraków-Katowice - Stalexport Autostrada Małopolska (SAM) i później także Stalexport Transroute Autostrada (STA). W trakcie procesu strona pozwana kwestionowała zarzuty, podnosząc m.in., że Fras - skoro był niezadowolony z jakości drogi - miał kilka możliwości by z niej zjechać. Prowadzone wcześniej w Krakowie postępowanie karne w sprawie pozbawienia Frasa wolności i zmuszania go do określonego zachowania zostało umorzone. Prokuratura uznała, że nie doszło do przestępstwa, bo kierowca od czasu zablokowania mu przejazdu miał możliwość podejmowania wszystkich normalnych czynności życiowych. Nikt też nie zamknął go w samochodzie, mógł swobodnie poruszać się po terenie autostrady. Decyzja o umorzeniu tego postępowania jest prawomocna. ZOBACZ TAKŻE: Stalexport zacznie pobierać opłaty w całej Polsce?