- Owce i pasterstwo to jedyna szansa dla nas, górali - mówi Piotr Kohut, baca z Koniakowa. Ile owiec pasie się w tym roku na Ochodzitej? - Na szałasie mamy 450 sztuk należących do kilkunastu gospodarzy. Staramy się rozwijać i również wciągać w wypas młodzież. Musimy iść w kierunku edukacji, bo bez młodych nic z tego nie będzie. Musimy też pokazywać, że baca i juhas to nie pijacy, jak się powszechnie uważa. Musimy robić dobre sery, przyciągać turystów. Owce, pasterstwo i turystyka to dla nas przyszłość. Jak nie owce w górach, to co? Nie ściągniemy strusi ani wielbłądów, nie zasiejemy na groniach kukurydzy, gdy mamy owce i wielkie tradycje pasterskie. To owcami musimy się promować, one przyciągają turystów. Niestety, wiele jest jeszcze do zrobienia, żeby tradycja odrodziła się na dobre. Wypas owiec jest już dzisiaj opłacalny? - Trzeba się mocno napracować, żeby coś zarobić. Najwięcej kosztuje obsługa, bo owce nie będą się pasły same. Żeby zarobić, trzeba też imprezę zrobić, wyjść z produktem do ludzi, korzystać z programów pomocowych dla owczarstwa. Coraz więcej gospodarzy zdaje sobie już sprawę, że pasterstwo to jedyna szansa dla tego terenu. A jak jest na Zaolziu? Tam też odradzają się stada? - Coraz lepiej współpracujemy, razem piszemy projekty. Marzy mi się, żeby kiedyś znowu, tak jak przed pół wieku, na każdym groniu było stado owiec. Powoli, ale konsekwentnie zmierzamy do tego celu. Owce są już na Ochodzitej, na Stecówce, są w Koszarzyskach na Zaolziu. To jeszcze nie tysiące sztuk, ale powoli setki. Musimy dążyć ku temu, żeby było ich coraz więcej. Tak jak rzeka wyschnie bez źródła, tak górale wymrą bez owiec. Rozmawiał: WOJCIECH TRZCIONKA