Sprawa nie ruszyła, bo sąd uznał, że dwojga spośród oskarżonych nie może bronić ten sam adwokat - ze względu na konflikt interesów. Kolejny termin został wyznaczony na listopad. Zdaniem prokuratury Moś żądał łapówek i przyjmował je w czasie, gdy pełnił urząd prezydenta. W rozmowie z dziennikarzami b. prezydent powiedział, że zamierza walczyć w sądzie o odzyskanie dobrego imienia. - Niezmiennie twierdzę, że jestem niewinny i mam nadzieję, że dzięki sądowi będę oczyszczony z zarzutów i zostanę uniewinniony - oświadczył Moś. Pytany, co zatem kierowało osobami, które złożyły obciążające go zeznania, wyraził nadzieję, że okaże się to w procesie. - Na to liczę, żebyśmy dowiedzieli się, i sąd się dowiedział, jakie motywy były przyczyną takiego, a nie innego zachowania tych ludzi, którzy narobili tyle krzywdy porządnym ludziom - podkreślił b. prezydent. - Ja się czuję bardzo skrzywdzony. Moje życie bardzo się zmieniło. Moja rodzina bardzo ucierpiała, ale nie tylko moja, bo na ławie oskarżenia siedzą jeszcze inni, również niewinni - powiedział Moś. Podtrzymał zgodę na ujawnianie nazwiska i wizerunku, za wyjątkiem sali sądowej. Na możliwy konflikt interesów pomiędzy dwojgiem oskarżonych - Mosiem i jego matką - których miał reprezentować mec. Jerzy Zaleski, zwrócił uwagę prokurator Grzegorz Lempart. Sąd przychylił się do tego stanowiska. Sędzia Rafał Doros zwrócił uwagę na sprzeczność pomiędzy linią obrony obojga oskarżonych. W tej sytuacji Lidia W. - która odpowiada za wyłudzenie poświadczenia nieprawdy w akcie notarialnym - musi mieć innego adwokata. Termin kolejnej rozprawy został wyznaczony na 4 listopada. Prokurator powinien wówczas odczytać akt oskarżenia, po czym sąd rozpocznie odbieranie wyjaśnień od oskarżonych. Akt oskarżenia został przesłany do sądu pod koniec 2010 r. Prowadząca śledztwo bytomska prokuratura b. prezydentowi postawiła sześć zarzutów. Na ławie oskarżonych zasiada także m.in. Jolanta S.-K., sekretarz miasta za rządów Mosia. Oboje zostali zatrzymani przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i aresztowani na początku 2010 r. W procesie odpowiadają z wolnej stopy. Innym oskarżonym jest były zastępca prezydenta Mosia Czesław Ch., a także Jerzy L., który był członkiem zarządu Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Świętochłowicach. W śledztwie poza Jolantą S.-K. oskarżeni generalnie nie przyznali się do zarzutów. Może im grozić do 10 lat więzienia. Jeden z zarzutów wobec Mosia dotyczy żądania i przyjęcia w pierwszej połowie 2008 r. 50 tys. zł łapówki w zamian za obietnicę podjęcia dla pewnej osoby korzystnych decyzji administracyjnych. Od maja do lipca 2009, działając razem z Jolantą S.-K., prezydent miał zażądać od Piotra B. 100 tys. zł i przyjąć od niego 25 tys. zł. W lipcu 2009 Moś miał przyjąć od Piotra B. - 5 tys. zł. W obu tych przypadkach w przekazaniu łapówki miała pośredniczyć sekretarz miasta. Innym razem prezydent i sekretarz mieli żądać od Gerarda G. kwoty "równoważnej 15-krotności 40 proc. miesięcznego wynagrodzenia brutto", osiąganego przez niego z tytułu zatrudnienia na stanowisku wiceprezesa Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej. W tym przypadku urzędnicy - zdaniem prokuratury - przyjęli 70 tys. zł. Jak wynika z ustaleń śledztwa, także te pieniądze przekazała Jolanta S.-K. Na przełomie 2006-2007 Moś miał podżegać Sławomira M., aby ten nakłonił inną osobę do wręczenia łapówki pierwszemu zastępcy Mosia i w ten sposób rzucił na niego cień podejrzeń. Ostatni zarzut wobec Mosia dotyczy wyłudzenia poświadczenia nieprawdy co do ceny zakupu nieruchomości podczas sporządzania aktu notarialnego. Chodziło o zaniżenie o 100 tys. zł ceny domu w Woźnikach i obniżenie w ten sposób opłat towarzyszących transakcji. Postępowanie w sprawie korupcji w świętochłowickim magistracie rozpoczęło się od doniesienia dwóch osób, zatrudnionych w gminnych spółkach. Powiadomiły ABW, że są zmuszane do wręczania łapówek. Te osoby, które same opowiedziały organom ścigania o korupcji, nie usłyszały zarzutów - skorzystały z klauzuli bezkarności. W ostatnich wyborach samorządowych Moś ubiegał się o reelekcję. Bezskutecznie - nie wszedł nawet do drugiej tury. W pierwszej poparło go 11,5 proc. głosujących. Po aresztowaniu Mosia jego rodzina wyrażała opinię, że sprawa ma charakter polityczny, a zarzuty wobec niego nie potwierdzą się.