Nie przyznał się do winy, podobnie jak inny przesłuchany w środę oskarżony, który zatwierdzał projekt wykonawczy hali - Andrzej W. Obu mężczyzn przesłuchał w środę Sąd Okręgowy w Katowicach. Była to druga rozprawa w sprawie katastrofy, w której w styczniu 2006 r. zginęło 65 osób, a ponad 140 zostało rannych. Szczepan K. najpierw odmówił składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania; podtrzymał to, co powiedział w czasie śledztwa. Po odczytaniu protokołów z jego przesłuchań w postępowaniu przygotowawczym zdecydował się jednak uzupełnić wyjaśnienia. Przyznał, że podpisał projekt budowlany hali, ale - jak mówił - sądził, że zrobił to także Jacek J. (ten oskarżony składał wyjaśnienia na poprzedniej rozprawie, także nie przyznał się do winy - red.).Dopiero później miał się dowiedzieć, że J. nie ma uprawnień projektanta. W swoich wyjaśnieniach Szczepan K. kilkakrotnie powtarzał, że odpowiadał jedynie za konstrukcję żelbetową pawilonu. - Podkreślam, że nie byłem projektantem projektu budowlanego ani projektu wykonawczego konstrukcji stalowej hali MTK - oświadczył K. i dowodził, że gdyby było inaczej, jego nazwisko widniałoby na tabliczkach znamionowych rysunków konstrukcji stalowej. - Swój podpis na dokumentacji projektowej składałem wyłącznie w zakresie konstrukcji żelbetowej - zastrzegł. Szczepan K. potwierdził, że jest autorem projektu naprawy dachu, gdy już na przełomie 2000 i 2001 r. jego konstrukcja po raz pierwszy ugięła się pod naporem śniegu. Jacek J. - jego przełożony - polecił mu wykonanie projektu naprawy trzech dźwigarów. Z konstrukcji dachu wycięto wówczas jeden z elementów, który zastąpiono nowym, identycznym - mówił K. - J., jako projektant konstrukcji stalowej, nie wydał mi innych zaleceń, wskazując że konieczność naprawy wynika z ponadnormatywnego obciążenia śniegiem - zaznaczył oskarżony i podkreślił, że nie miał podstaw do przyjęcia, że cała konstrukcja stalowa została źle zaprojektowana. Oskarżony dodał też, że nie miał obowiązku ani uprawnień do weryfikacji projektu konstrukcji stalowej i zrobił to ktoś inny. Zaznaczył też, że nie miał odpowiednich narzędzi by zweryfikować projekt konstrukcji stalowej. Szczepan K. mówił, że prawdopodobnie do MTK wysłano pismo, w którym była mowa o konieczności odśnieżania dachu. Takie zalecenie było też zapewne zawarte w projekcie budowlanym - mówił. Jackowi J. i Szczepanowi K. prokuratura zarzuciła umyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy oraz samej katastrofy. Grozi im do 12 lat więzienia. W środę przed sądem wyjaśnienia składał też niezależny projektant Andrzej W., który miał weryfikować projekt wykonawczy. Odpowiada przed sądem za nieumyślne sprowadzenie katastrofy. Mężczyzna uważa zarzuty za bezpodstawne; twierdzi, że sprawdzał jedynie poprawność przedłożonych mu rysunków - czy są dobrze "zwymiarowane". Dodawał, że nie dokonywał żadnych obliczeń ani ich nawet nie widział. - Projekt wykonawczy to pojęcie funkcjonujące w żargonie budowlanym, ale nie ma żadnego usankcjonowania prawnego i nie może być to podstawa prawna do realizacji obiektu - oświadczył W. Przekonywał, że podstawowym aktem prawnym było pozwolenie na budowę, które wydał chorzowski magistrat. Pod koniec rozprawy sąd odczytał pisma obrońcy innego oskarżonego, rzeczoznawcy Grzegorza S. Domaga się on uchylenia zakazu opuszczania kraju, a w kolejnym wniosku - umorzenia postępowania, z uwagi na "brak znamion czynu zabronionego". Sąd podejmie decyzję w tej sprawie 15 czerwca. Podczas środowej rozprawy po raz kolejny pojawiły się wątpliwości w sprawie trybu powiadomienia o procesie pokrzywdzonych, których wedle ustaleń prokuratury jest ponad 1300. Po raz kolejny do sądu przyszło jedynie kilku. Jeden z nich, mieszkaniec Płońska, który w katastrofie stracił 18- letniego syna, chciał zostać oskarżycielem posiłkowym. Sąd odpowiedział, że taki wniosek powinien był złożyć przed otwarciem przewodu sądowego. Pokrzywdzony odpowiedział, że nie dostał powiadomienia o pierwszej rozprawie. Przewodniczący składu orzekającego Aleksander Sikora wyjaśnił, że wezwanie zastąpiło ogłoszenie prasowe. Przy takiej liczbie pokrzywdzonych w przypadku wysyłania zawiadomień pocztą trzeba byłoby uzyskać potwierdzenie otrzymania wezwania, a to groziłoby paraliżem procesu - wyjaśnił sędzia. Jako pokrzywdzony mężczyzna będzie mógł złożyć zeznania przed sądem, ale nie wolno mu np. składać wniosków dowodowych czy oświadczeń. Hala MTK zawaliła się 28 stycznia 2006 r., w pawilonie odbywały się wtedy międzynarodowe targi gołębi pocztowych. Spośród ponad 140 rannych 26 osób doznało ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Z ustaleń dochodzenia wynika, że na tragedię złożyły się błędy i zaniechania w fazie projektowania i budowy hali, a także jej użytkowania i nadzoru nad budynkiem. W dniu katastrofy na dachu hali zalegała gruba warstwa śniegu. Z opinii biegłych wynika, że główną przyczyną katastrofy były błędy w projekcie wykonawczym pawilonu. Odbiegał on znacząco od sporządzonego prawidłowo projektu budowlanego. Aby ograniczyć koszty, projektanci błędnie określili współczynnik kształtu dachu, błędnie też zaprojektowali przykrycie dachowe i słupy podtrzymujące konstrukcję - ustaliła prokuratura. Katowicka prokuratura okręgowa zamknęła śledztwo w tej sprawie w połowie lipca ubiegłego roku. Oskarżyła 12 osób. To m.in. szefowie spółki MTK, projektanci hali i szefowie firmy, która była generalnym wykonawcą obiektu. Jeden z oskarżonych przyznał się do winy i złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Jego sprawa została wyłączona z głównego procesu.