Szkopuł w tym, że w tej chwili miasto może otrzymać... trzy czwarte lokalu. Podobne prezenty gmina otrzymuje niezwykle rzadko. - Raz na dwa lata. Nie częściej - precyzuje Jan Matuszek, wiceburmistrz Cieszyna. - Dzieje się tak, bo niektóre osoby nie przeprowadzają postępowań spadkowych. Problemy zaczynają się, gdy lokator umiera. Tak właśnie było na Frysztackiej - mówi Matuszek. Pani Władysława zajmowała pokój z kuchnią w jednej z kamienic. Budynek ma kilkadziesiąt lat, wygląda na dobrze utrzymany. Lokalizacja jest jednak mało atrakcyjna, więc miasto na prezencie niewiele zarobi. Na razie w ogóle nie może kupić mieszkania, bo po przejrzeniu akt sądowych okazało się, że miasto ma prawo do... trzech czwartych lokalu. Reszta należy do spadkobierców. - To może być kilka, a nawet kilkanaście osób. Nie wiemy dokładnie, ilu jest spadkobierców i czy w ogóle są zainteresowani spadkiem - dodaje wiceburmistrz Cieszyna. Zdaniem sąsiadki zmarłej, jedynej osoby mieszkającej w kamienicy, prawo do spadku mają trzy osoby. - To zapóźniona sprawa. Pani Władzia kupiła z mężem po połowie to mieszkanie ode mnie. Jej mąż zmarł, nie dogadując się z żoną w sprawie swojej części lokalu. Na początku było dziesięciu spadkobierców po mężu, teraz zostały chyba trzy osoby - wyjaśnia sąsiadka, która prosi o zachowanie anonimowości. Choć od śmierci mieszkanki ulicy Frysztackiej minęło kilkanaście miesięcy, jej skrzynka na listy jest pełna korespondencji. Zmarłą atakuje pismami między innymi jeden z banków oraz spółka gazownicza, która prosi o pilny kontakt w sprawie ostatniego rachunku. Wyjścia z sytuacji są dwa: spadkobiercy ze strony męża zmarłej odkupią od gminy udział, albo to miasto przejmie ich dolę. Sprawa utknęła w sądzie. - Szkoda tylko, że ta sprawa ciągnie się tak długo. W sierpniu miną dwa lata od śmierci sąsiadki. Jej mieszkania do tej pory nikt nie posprzątał - dodaje sąsiadka zmarłej. Stela