Spotkanie przebiegało w bardzo burzliwej atmosferze. Mieszkańcy dzielnicy mieli żal do urzędników, a przede wszystkim do swojego radnego, Janusza Ciołczyka, że maszt w centrum Ciężkowic został postawiony bez ich wiedzy. Obawiają się o swoje zdrowie. Ze strony Urzędu Miejskiego na spotkaniu zjawił się naczelnik Wydziału Urbanistyki i Architektury, Teobald Jałyński, naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska i Rolnictwa, Bronisława Chechelska-Paliga, trzech radnych - Tadeusz Kaczmarek, Tadeusz Fudała i Janusz Ciołczyk, który zwołał i prowadził spotkanie. Obecna była także Małgorzata Chrobok, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego. Mieszkańcy zarzucali urzędnikom, że takiespotkanie powinno odbyć się jeszcze przed wydaniem decyzji administracyjnych zezwalających na postawienie masztu. Cała sala podniosła głos sprzeciwu, kiedy naczelnik Jałyński mówił, że były ogłoszenia o planowaniu tej inwestycji, min. na urzędowej tablicy ogłoszeń w Ciężkowicach. Zebrani nie przyjmowali argumentów naczelnika, który starał się ich przekonać, że wszystko przebiegło zgodnie z litera prawa budowlanego, i że nie miał podstaw prawnych, aby nie wydać pozwolenia na tę inwestycję celu publicznego. - Za to mi płacą, żebym przestrzegał prawa. Nie miałem innego wyjścia, jak wydać to zezwolenie - mówił Jałyński. - Popełniliście błąd i teraz nie chcecie się do tego przyznać - protestowali mieszkańcy - dlaczego pozwoliliście, aby maszt postawiono w centrum Ciężkowic. Tu mieszka bardzo dużo osób, jest szkoła i przedszkole. Jak teraz mamy żyć? Nie przekonała mieszkańców również naczelnik Chechelska-Paliga, która mówiła, że posiada dane, z których wynika, że promieniowanie nadajników nie jest duże, a tym bardziej nie jest szkodliwe dla zdrowia. Po około półtorej godziny pierwsi zdenerwowani mieszkańcy zaczęli wychodzić z sali. Janusz Ciołczyk przyznał, że nie wiedział, że maszt zostanie postawiony - Jest mi z tego powodu bardzo przykro - przyznał publicznie. Zapewne o wiele bardziej przykro jest ciężkowiczanom, którzy oddali na niego głos w wyborach samorządowych licząc, że będzie pilnował spraw dzielnicy. - Chcemy, aby takie spotkania były choćby raz na pół roku,, żebyśmy wiedzieli, co w naszej dzielnicy jest planowane - domagali się mieszkańcy. Zebranie zakończyło się równie burzliwie jak się rozpoczęło. Wszyscy mieszkańcy, zbulwersowani jego przebiegiem opuścili sale po prawie 3 godzinach jego trwania, zapowiadając, że nie zostawią tak tej sprawy. MT