Nadkom. Michał Gruszczyński z katowickiej policji przyznał, że w ostatnim czasie widać nasilenie tego typu przestępstw, opartych na podobnym scenariuszu. Złodziej terroryzuje obsługę placówki przedmiotem wyglądającym jak pistolet i żąda wydania pieniędzy. Jak dotąd nie ma jednak podstaw, by łączyć ze sobą wszystkie napady. Wtorkowy napad na niewielki oddział dużego polskiego banku w dzielnicy Katowic, Dąbrówce Małej, miał podobny przebieg. Do banku wszedł mężczyzna w wieku ok. 35-40 lat, średniej budowy ciała. Miał ok. 175-180 cm wzrostu. Ubrany był w dżinsy i granatową kamizelkę, miał też czapkę z daszkiem i ciemne okulary. W jednej ręce miał foliową torbę, w drugiej gazetę, w którą zawinął domniemany pistolet. W banku nie było w tym czasie innych klientów. Cała obsługa placówki to siedem osób, ale złodzieja widziały tylko dwie kasjerki, pracujące przy okienkach do bezpośredniej obsługi klientów. Mężczyzna zagroził jednej z kobiet domniemanym pistoletem i zażądał wydania pieniędzy. - Kasjerka wydała mężczyźnie kwotę ok. 20 tys. zł. W tym samym czasie kasjerka z drugiego okienka włączyła alarm antynapadowy. Chwilę później złodziej również od niej zażądał wydania pieniędzy. Kobieta dała mu nieokreśloną jeszcze dokładnie kwotę, po czym zemdlała. Obecnie jest w szpitalu - relacjonował nadkom. Gruszczyński. Bankowcy i policjanci szacują, że druga kasjerka wydała sprawcy nieco mniej pieniędzy niż jej koleżanka. W sumie sprawca zrabował prawdopodobnie ok. 35 tys. zł. Mężczyzna pieszo opuścił bank, wkrótce potem na miejscu pojawiła się zaalarmowana ochrona i służby bankowe. Policyjny pies zgubił trop złodzieja w pobliżu pobliskich garaży. Złodzieja szuka policja. Poszukiwania nie mają charakteru obławy, blokady dróg itp., ale działań operacyjnych, służących wytypowaniu sprawcy. Z drzwi i sprzętów w banku zostały pobrane odciski palców, analizowane są także nagrania z monitoringu, które jednak są - w ocenie policjantów - bardzo złej jakości.