W piątek w Katowicach odbyły się warsztaty dla dyrektorów domów dziecka, pracowników opieki socjalnej i ludzi biznesu oraz prezentacja kluczowego programu fundacji - Wehikułu Usamodzielnienia. Adresowany do młodzieży powyżej 16. roku życia, pozwala poznać swoją wartość, mocne strony oraz zdobyć praktyczne, przydatne na co dzień umiejętności. Jednocześnie działa jako grupa wsparcia. Średnio w jednym takim lokalnym centrum usamodzielnienia spotyka się do 20 osób. Jak przyznał prezes fundacji Aureliusz Leżeński, w państwowym systemie opieki w domach dziecka młodzi ludzie w ogóle nie uczą się samodzielności. Po opuszczeniu placówki mają kłopoty z najprostszymi sprawami, jak zaplanowanie swojego budżetu, czy załatwienie sprawy w urzędzie. - Pracownicy socjalni robią dobrą robotę, ale mają tyle obowiązków administracyjnych i tylu podopiecznych, że nie są w stanie poświęcać dużo czasu Robinsonom, bo tak nazywamy naszych podopiecznych - powiedział Leżeński. Podczas spotkań w Wehikułach Usamodzielnienia młodzi ludzie uczą się więc komunikować z dorosłymi w trudnych sytuacjach - od policji przez nauczycieli, do pracodawców. Ćwiczą scenki rekrutacji czy rozmów w sytuacjach awaryjnych. Uczą się też poznawać swoje atuty i szukać pracy. Odbywają staże w firmach i dostają certyfikaty, ułatwiające im później starania o pracę. Przedstawiciele fundacji pokazują im drogi bezpiecznego zarabiania pieniędzy - zgodnego z prawem, by nie dali się wykorzystać. Zdobywają też umiejętności pożytecznego korzystania z komputera i internetu. Inny pomysł to kontrakty - młody człowiek zdobywa coś w zamian za świadczenie na rzecz lokalnej społeczności, np. dziewczyna ucząca się fryzjerstwa dostaje potrzebne w zawodzie narzędzia, w zamian przez 3 miesiące strzyże staruszki z miejscowego domu opieki. - Generalnie staramy się wyrwać ich z wyuczonej bezradności, przekonać, że mają wpływ, są sprawczy, a nie należy im pomagać, bo są biedni - to jest zmiana w głowie - podkreślił prezes Leżeński. - Na spotkaniach uczymy się, jak być samodzielnymi ludźmi. To są rzeczy przydatne na co dzień - powiedziała Patrycja. - Ja byłam bardzo zestresowana, jak musiałam pierwszy sama zadzwonić i zamówić pizzę przez telefon - przyznała Krysia. Jeden z podopiecznych fundacji został szefem kasjerów w hipermarkecie, inny zorganizował piłkarskie mistrzostwa dla niepełnosprawnych. - Każdy ma swój Mount Everest - dla jednego to będzie praca w Ikei, dla drugiego wyjście z domu dziecka i prowadzenie rozmów z dorosłymi. Dla nas się liczą małe i duże zwycięstwa - podkreślił Aureliusz Leżeński. Młodzież, która skorzystała już z Wehikułu Usamodzielnienia, może po zakończeniu programu liczyć jeszcze na indywidualną pomoc asystenta, który jest jego doradcą i mentorem. Rocznie Fundacja Robinson Crusoe pomaga się usamodzielnić ok. 100 osobom. Jest organizacją pożytku publicznego, na swoją działalność pozyskuje też pieniądze z Unii Europejskiej oraz od sponsorów.