Początek kłopotów to czas, kiedy mieszkańcy zaczęli tracić pracę w okolicznych miastach. - Była praca, były autobusy - przyznaje w rozmowie z reporterem radia RMF FM jedna z mieszkanek Suliszowic. - Dawniej był autobus o 5 rano, o 9, w południe - wylicza kobieta. A teraz ani jednego, tylko pieszo, rowerem lub motorem. No i własnym samochodem. Zapełnione niegdyś pasażerami autobusy zaczęły świecić pustkami. Lokalne PKS-y podjęły więc decyzję o likwidowaniu kursów - długi przedsiębiorstw rosły; teraz nikt nie chce ich przejąć czy kupić. Tam, jeśli to możliwe samorządy wynajmują prywatnych przewoźników, ale ci jeżdżą tylko tam, gdzie się opłaca. Są więc takie miejsca, gdzie - oprócz szkolnego gimbusa - przez cały dzień nie jeździ już żaden autobus. Zostały tylko przystanki.