Właściciela plantacji zatrzymano w jego mieszkaniu w Katowicach przy ulicy Kościuszki. Policjanci znaleźli tam m.in. specjalny namiot, doniczki i sprzęt potrzebny do hodowli. Jak relacjonują policjanci, mężczyzna był bardzo spokojny i pewny siebie; jakby zadawał sobie sprawę, że znalezione w jego domu dowody, mogą nie wystarczyć, by postawić mu zarzuty. - Zatrzymany siedział już w radiowozie. Wtedy policjanci powiedzieli mu, że zamiast do komisariatu pojadą do Mikołowa. I wówczas mężczyzna zaczął się denerwować - opowiada Jacek Pytel z katowickiej policji. Funkcjonariusze wraz z zatrzymanym pojechali do Mikołowa, do wynajmowanego przez niego domu. - W środku znaleźliśmy półtora kilograma marihuany, która na czarnym rynku warta jest 60 tysięcy złotych. Była tam też niedawno uruchomiona plantacja - zaznacza Pytel. Niedługo po zatrzymaniu mężczyzna trafił na prokuratorskie przesłuchanie. Tam usłyszał zarzuty posiadania dużej ilości narkotyków, handel nimi oraz zarzut nielegalnej uprawy konopi indyjskich. Za wszystkie te przestępstwa grozi mu 10 lat więzienia. Na razie sąd postanowił tymczasowo aresztować mężczyznę na dwa miesiące.